Dom pana Zdzisława przyozdabiają łowieckie trofea. Na ścianach wiszą wieńce jelenia, łopaty daniela, myłkusy rogaczy czy oręża dzika. W jego domu można spotkać również skóry upolowanych zwierząt, a na drzwiach szafy wisi piękny galowy strój myśliwego. Dla jednych te pomieszczenia mogą przypominać cmentarz zwierząt, ale dla łowczego są symbolem jego trudu i wysiłku fizycznego oraz silnej, emocjonalnej więzi z przyrodą.
Myśliwy z długoletnim stażem
Zdzisław Biega pasjonuje się łowiectwem od trzydziestu ośmiu lat. Jest członkiem Polskiego Koła Łowieckiego. Wcześniej interesował się wędkarstwem. W 1978 roku zdobył uprawnienia łowieckie i po raz pierwszy zapuścił się w bieszczadzkie lasy z karabinem na ramieniu. Swoje serce oddał leśnej głuszy.
– Większość ludzi kojarzy myślistwo tylko z zabijaniem – mówi pan Zdzisław. – Nie jest to prawdą. Łowiectwo łączy się również z pracą na rzecz zwierząt. Zarówno jesienią jak i zimą, jak każdy łowczy, mam swoje obowiązki związane z dokarmianiem. Każdy myśliwy ma swój obszar, o który dba. Trzeba zdawać sobie sprawę, że czasami ingerencja człowieka okazuje się niezbędna, gdyż zwierzyna sama sobie nie poradzi. Strzelamy tylko dla selekcji, bo równowaga w przyrodzie musi zostać utrzymana.
Jak zaznacza pan Zdzisław, w zamierzchłych czasach sam Jagiełło przyjeżdżał w te strony polować. Upamiętnia to pomnik stojący na mrzygłodzkim rynku. Jego postawienie zainicjował sam sołtys wraz ze swoim poprzednikiem. Monument stworzono na wzór przedwojennego oryginału, który w latach wojny zabrali Niemcy.
Sołtys od dobrych kilkunastu lat korzysta z zaproszeń zaprzyjaźnionych łowczych albo sam gości u siebie swoich myśliwskich przyjaciół. Niektórzy przyjeżdżają do Mrzygłodu aż z dalekiej Austrii.
Więcej w 33 numerze Korso Gazeta Sanocka