Do redakcji zadzwonił zbulwersowany mężczyzna. Był oburzony faktem, że 19 i 20 maja na sanockim Rynku zorganizowano Zlot Foodtrucków.
- Pomijam fakt, że urząd miasta swoją decyzją dobił przedsiębiorców, którzy w niedziele prowadzili na Rynku lokale gastronomiczne i od lat płacą w Sanoku podatki. Przegrali z kimś, kto przyjechał z Polski, żeby sprzedawać fastfoody - mówi mężczyzna. - Warto wspomnieć, że ostatnio, jak przedstawiciele konkurencyjnego ugrupowania chcieli wjechać na Rynek to burmistrz zasłonił się uchwałą rady miasta. Natomiast za parę dni mogą już wjechać rajdowcy i foodtrucki. Chore miasto - kwituje. - Tak nie powinno być!
Nasz czytelnik zwraca uwagę, że na terenie Sanoka znajduje się wiele innych, atrakcyjnych miejsc.
- Nie widziałbym problemu, gdyby zlot był na przykład na Błoniach, gdzie akurat było wesołe miasteczko, a nie w centrum.
Uważa, że Sanok jest wymarłym miastem.
- Owszem, w niedziele powinny być organizowane imprezy, ale nie tego typu. Nawet fontanna na Rynku nie działa. Nie wiem, czy powodem są oszczędności, czy działa ona tylko wtedy, gdy burmistrz ma wystąpienie. Turyści chodzą, robią zdjęcia. Nie umiemy sprzedać Sanoka. Popieram dobre pomysły, ale nie takie beznadziejne głupawki, które miały miejsce w niedzielę. To wydarzenie nie idzie w parze z nazwą Sanok - miasta kultury - kwituje.
Sanok nie zostaje w tyle
Burmistrz Tadeusz Pióro nie zgadza się z zarzutami stawianymi mu przez czytelnika.
- Sanok pozostaje miastem kultury, podobnie jak Wrocław czy Kraków, gdzie ma miejsce setki wydarzeń, które również można by interpretować w taki przewrotny sposób... Fontanna nie działa prawidłowo od wielu lat. Funkcjonowała zgodnie z założeniem jedynie przez około rok. Następnie pozostawała nieczynna, ale obecnie jest naprawiana.
Burmistrz wyjaśnia, że zlot foodtracków był inicjatywą zewnętrznego wykonawcy, Liga Foodtracków s.c., który zwrócił się o udostępnienie rynku ponad rok temu. Zaznacza, że w większości polskich miast tego typu zloty są obecnie popularne i odbywają się właśnie na rynkach miejskich. Uważa także, że wydarzenie ożywiło w czasie weekendu bardzo mocno centrum miasta.
- Konwój z propagandowym banerem to była akcja polityczna - wyjaśnia burmistrz - a Rynek nie jest miejscem na politykę, tylko na wydarzenia kulturalne oraz inne, które są atrakcją dla mieszkańców. Żywność sprzedawana w foodtrackach jest równie zdrowa i bezpieczna jak w restauracjach. Rodzaje serwowanych dań były bardzo różne. Poza tym impreza odbyła się pod kontrolą sanockiego sanepidu.
Burmistrz Tadeusz Pióro zaprzecza, żeby w wyniku weekendowej imprezy finansowo ucierpieli lokalni przedsiębiorcy.
- W czasie zlotu foodtracków "ogródki" restauratorów na sanockim rynku były pełne. Każda forma atrakcji przyciąga mieszkańców, a na obecności korzystają także nasi handlowcy - podsumowuje.