Ostatnią jest informacja z samo uspokajającym wnioskiem, wydrukowanym wytłuszczonym drukiem, informującym o wieloletnich zaniedbaniach jako przyczynach podtopienia. W podtekście: zawinili poprzednicy, a obecni włodarze mogą spokojnie umyć ręce od nieco śmierdzącej sprawy. I zadowoleni mogą czekać na wypłatę jakiegoś odszkodowania za poniesione straty, oczywiście jeżeli obiekt był ubezpieczony?. Przez grzeczność nie zadaję tego kłopotliwego pytania właścicielom obiektu. Nie dociekam też szczegółów, z jakiej rury ,czy też kratki ściekowej wypłynęły wartkim strumieniem miejskie fekalia do maszynowni tego obiektu. Zresztą, czy zadawanie takich pytań zmieni stan rzeczy, jaki aktualnie mamy? Jest szczyt lata, upały powyżej 300 C, setki chętnych do kąpieli i plażowania na basenie otwartym, a my Sanoczanie hajda na basen do Leska lub Brzozowa, jak to było przez ostatnie dwa lata, kiedy nowy obiekt był budowany. MOSiR Lesko kasuje teraz moje pieniądze, a MOSiR-owi w Sanoku kasa przechodzi „koło nosa”.
Pisząc ten polemiczny tekst, nie miałem na celu „dowalenie” za wszelką cenę obecnie rządzącym. Chcę się przede wszystkim ustosunkować do oświadczenia wydanego przez prowadzącego inwestycję „Inżyniera kontraktu”. Tym nadzorcą była Krośnieńska Dyrekcja Inwestycji, która przekazała do prasy oświadczenie, że wszystko było budowane zgodnie z projektem technicznym i było starannie odbierane w kolejnych etapach przez kwalifikowanych inspektorów. Kiedy wszystko było tak pięknie przygotowane pod względem dokumentacyjnym i doskonale zorganizowane w czasie budowy, to skąd się wzięły gówna w maszynowni? Każdy logicznie myślący człowiek może postawić takie pytanie? Tłumaczenia KDI Krosno, zamieszczone w prasie i dotyczące kompromitującej wpadki eksploatacyjnej na obiekcie CRiS przypominają starą francuską przyśpiewkę jakiejś lady Margarit, która w wolnym tłumaczeniu brzmi: „Kochani wszystko jest porządku, tylko wszystko szlag trafił”. Wypisz, wymaluj pasuje do aktualnej sytuacji w CRiS w Sanoku.
Przechodząc do meritum sprawy, należy zadać kolejne pytanie? Czy realizacja zadania zgodnie z zatwierdzonym projektem (obecnie jest to świętość) gwarantuje pożądany efekt eksploatacyjny. Odpowiedź jest twierdząca i prosta. Jednak pojawia się zastrzeżenie; jeżeli projekt jest dobrze opracowany i ma oświadczenie, że został sporządzony zgodnie z zasadami wiedzy technicznej , sztuki budowlanej i obowiązującymi przepisami. Jeżeli tak było w przypadku sanockiej inwestycji, zostało „zapięte na ostatni guzik”, to po raz drugi pytanie, skąd te fekalia w maszynowni?
Diagnoza, wynikająca z moich 45-letnich doświadczeń inżynierskich jako projektanta i inspektora nadzoru, będzie taka:
1. We wstrętnym PRL-u do projektowania tak skomplikowanych obiektów, jak zespół basenów, nie obowiązywało dogmatyczne kryterium „najniższej ceny”, tylko fachowości zespołu projektowego, który podejmował się wykonania dzieła, jak też kryterium najniższej ceny nadzoru nad realizacją inwestycji.
2. Nawet najmądrzejszemu zespołowi projektowemu patrzono na ręce, a przy realizacji dużych inwestycji powoływano ciało doradcze, które nazywało się „KOPI” Była to komisja oceny projektów inwestycyjnych, składająca się z kilku lub kilkunastu uprawnionych projektantów wszystkich branż. Ich zadaniem było „pastwienie się” nad opracowaniem przedłożonym przez kolegów po fachu. Dyskusje czasem trwały po kilka dni, ale w ich wyniku z biur projektowych wychodziły opracowania przemyślane i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Znam to z autopsji, bo uczestniczyłem w takich spotkaniach .
3. Gdyby przedmiotowy projekt zespołu basenów poddano takiej procedurze weryfikacyjnej to na KOPI ktoś zadałby pytanie, jak maszynownia budynku zlokalizowana pod powierzchnią terenu jest zabezpieczona przed zalaniem:
- wodami z Sanu , (bo obiekt jest w części w strefie zalewowej)
-wodami z kanalizacji deszczowej,
- ściekami z kanalizacji sanitarnej.
Gdyby się okazało, że projekt nie przewiduje w maszynowni żadnych zabezpieczeń przed zalaniem, to zapadła by decyzja o ich zaprojektowaniu.
4. Jeżeli projekt CRiS poszedł do realizacji bez opinii KOPI, z ewidentnymi błędami projektowymi w zakresie barku zabezpieczeń przed zalaniem maszynowni, to można było jeszcze błędy skorygować na etapie realizacji zadania przez inspektorów nadzoru. Można było, ale trzeba myśleć logicznie, znać z autopsji problemy eksploatacyjne i widzieć je w nadzorowanym obiekcie.
5. Ewentualne zabezpieczenia pomieszczeń maszynowni przed zalaniem wodami opadowymi czy ściekami sanitarnymi stanowiłyby śmiesznie niskie koszty w stosunku do całości inwestycji.
Zapewne niedługo przeczytam gdzieś entuzjastyczny artykuł, jak to Centrum Rehabilitacji i Sportu przywrócone zostało do użytkowania. A stało się to dzięki: poświęceniu, oddaniu i zaangażowania tych a tych, i jeszcze kogoś, oraz – być może – ponownie poświęcone. Jednak czy w euforii z okazji ponownego otwarcia obiektu przeczytamy jasną deklarację, że nie będzie on ponownie zalany? Jak to się stanie kolejny raz, to przysłowiowa zła krew zaleje nie tylko mnie.