O pogarszającej się sytuacji rehabilitacji opowiedział nam Szymon Mrugała, rehabilitant z jedenastoletnim stażem pracy, zatrudniony w jednej z placówek na terenie Sanoka. Jak mówi, potrzeby są wielkie, a Narodowy Fundusz Zdrowia za każdym kolejnym kontraktowaniem obniża kwotę otrzymywanej refundacji przez poszczególne placówki nawet o kilka tysięcy złotych. Dzieje się tak, mimo że kontrakt z NFZ jest podstawą egzystencji takich ośrodków.
- Przez szereg lat rehabilitacja, świadczenia medyczne i fizjoterapeutyczne były niedoceniane - mówi wzburzony. - Mam odczucie, że jesteśmy spychani na boczny tor.
Placówki obecnie otrzymują 30-40 procent mniej pieniędzy niż na przykład osiem lat temu. Jest to bardzo dotkliwe dla rehabilitacji, zwłaszcza na naszym terenie.
Renciści zamiast pracowników
To od przebiegu rehabilitacji w głównej mierze zależy, czy pacjent będzie w przyszłości mógł jeszcze pracować zawodowo, czy pobierać rentę.
Tymczasem mniejsze kontrakty oznaczają dłuższe kolejki do rehabilitantów. Może dojść do sytuacji, że pacjent po udarze będzie pozostawiony sam sobie. A tutaj czas jest niezwykle istotny. Sytuacji nie ratuje to, że przy wyrobionym kontrakcie, NFZ ma obowiązek skierować pacjenta tam, gdzie najszybciej otrzyma pomoc medyczną, gdyż większość gabinetów ma już zrealizowane limity zabiegów. I na to właśnie zwracają uwagę fizjoterapeuci. Placówki starają się, jak mogą, ale jak zaznacza nasz rozmówca, nie jest to doceniane.
- Nie chodzi o nas, rehabilitantów, ale o pacjentów - mówi Mrugała. - Lubię to, co robię, dlatego pracuję jako fizjoterapeuta. Ośrodki kupują nowy, dobry sprzęt, chcą się rozwijać. Pracownicy podwyższają swoje kwalifikacje zawodowe, jeżdżą na kursy i szkolenia, które wcale tanie nie są. Zarabiają niewiele, a teraz grozi im jeszcze widmo bezrobocia.
Na naszym terenie przybywa osób starszych. Przykładem może służyć ulica Traugutta w Sanoku, której około 70 procent mieszkańców stanowią seniorzy.
- Mówi się o spokojnej starości i geriatrii, o opiece na najwyższym poziomie, a pieniędzy na to nie ma... - dodaje pan Szymon. - Tutaj chodzi o ludzi, zwłaszcza tych najbiedniejszych, którzy prawdopodobnie, jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, będą musieli płacić za usługi.
Narastający kłopot dostrzega również właścicielka gabinetu w Prusieku, która w tym roku dodatkowo otworzyła hydroterapię. Jak mówi, w momencie, kiedy zwiększyła kompleksowość świadczeń, dostała obniżony kontrakt.
- Sytuacja skończy się tym, że pacjenci na naszym terenie, którzy będą potrzebowali rehabilitacji, nie będą mogli z niej skorzystać. I niestety będzie to problem na taką skalę, że coraz więcej będzie rencistów i osób z niepełnosprawnością - mówi. - Gdy mój gabinet był zamknięty, pacjenci musieli dojeżdżać do Sanoka. Wielu z tych ludzi rezygnowało z tego. Są to tereny, gdzie osoby starsze często nie mogą same dojechać do miasta.
Kobieta uważa, podobnie jak Szymon Mrugała, że rehabilitacja jest spychana na margines.
Kłopot również publiczny
Problem dotyczy również samorządowych placówek opieki zdrowotnej. Trudną sytuację podsumował Robert Płaziak, dyrektor SP ZOZ w Lesku, który dysponuje oddziałem rehabilitacyjnym:
- Powstaje coraz więcej mniejszych palcówek, które świadczą usługi rehabilitacyjne, na różnym poziomie. NFZ dzieli kontrakty, bez uwagi na to, jaki poziom tych usług prezentują. Pula pieniędzy do podziału, którą otrzymują ośrodki na rehabilitację, pozostaje w zasadzie ta sama. Podsumowując, przeznaczane są tej samej wielkości pieniądze dla coraz większej liczby placówek.
I do tego sprowadza się problem.
Kontraktowanie w toku
Dlaczego dochodzi do takich sytuacji? Próbowaliśmy uzyskać odpowiedź w Narodowym Funduszu Zdrowia.
- Konkurs na świadczenia z zakresu rehabilitacji jeszcze się nie zakończył - poinformował nas Marek Jakubowicz, rzecznik prasowy POW NFZ w Rzeszowie. - Nadal trwają negocjacje. W trakcie trwania konkursu nie udzielamy żadnych informacji, choćby z tego względu, że wcześniej poczynione ustalenia mogą ulec zmianie. Rozstrzygnięcie konkursu i ogłoszenie jego rezultatów przewidziane jest na 1 września. Wtedy możemy wrócić do tematu.
Rośnie frustracja
Pan Szymon zapowiada, że rehabilitanci będą starali się walczyć, ale najważniejsza jest świadomość pacjentów. A ci czują się coraz bardziej lekceważeni i pomijani.
- Żale wylewa się zawsze u nas w gabinecie - mówi Mrugała. - Kiedyś tłumaczyliśmy, że to nie nasza wina, ale teraz odsyłamy do Rzecznika Praw Pacjenta. Nie mamy innej formy protestu. Trzy lata temu obiecano, że sytuacja się poprawi, więc nikt nie protestował. Tymczasem jest coraz gorzej.