Przeżyłem Wołyń

Opublikowano:
Autor:

Przeżyłem Wołyń - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Krzyk, płacz, strach, w końcu bezradność i niezrozumienie. Wokół nas żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają jedno z największych ludobójstw w historii najnowszej Polski.

Dopiero dwa lata temu Sejm przyjął ustawę dotyczącą Wołynia z wyraźnym stwierdzeniem ludobójstwa. O ludziach, którzy przeżyli i wciąż mają w pamięci bratobójcze mordy z lat 1943-1947 na terenach dawnych wschodnich województw II Rzeczypospolitej, zapomniano w czasach PRL-u. Zapomniano także po `89 roku. Dzisiaj przemawiają puste i rozległe pola wschodniej rubieży, milczące, nieznane zbiorowe mogiły, nieliczni pisarze jak Stanisław Srokowski, reżyserzy jak Wojciech Smarzowski. Do głosu dochodzą też świadkowie tamtych wydarzeń. Coraz ich mniej, czas niestety działa na niekorzyść. Stanisław Dorotniak, mieszkaniec Sanoka, był dzieckiem, kiedy pod dom przyszli czarni ludzie z lasu, z obłędem w oczach.

Podwójny exodus

Rodzina Dorotniaków przeżyła dwa wysiedlenia. Najpierw w 1940 roku po ustaleniu radzieckiej granicy na Sanie rodzinę spakowano do wagonów w niedalekim Załużu. Z tym, co zdążyli do ręki zabrać. Dwójka małych dzieci, pani Janina Dorotniak wysoko w ciąży. Pan Stanisław przyjdzie na świat już w dalekiej Aleksandrówce położonej na pięknej wołyńskiej ziemi. Drugi raz w 1958 roku wygnano ich z powrotem, ale już nie do swojego domu. W tym miejscu dzisiaj stoi zakład mleczarski na Olchowcach. Trafili za to do chałupy pod skarpą zamkową w Sanoku.

- Ojce mi opowiadali, jak z okien wagonu widzieli ludzi idących z palmami do kościoła - pan Stanisław mówi z wyraźnym "ł" kresowym, przedniojęzykowo-zębowym.

Łuny i przerwany krzyk

Na miejscu władze radzieckie umieściły rodzinę Dorotniaków w niewykończonym domu. Paweł Dorotniak, senior familii, chwilę później trafił na dwa lata do łagru za odmowę pracy w kołchozie. A był to czas niepokoju i niepewności. Przesuwające się fronty niemieckie i radzieckie i rosnące w siłę bandy nacjonalistów ukraińskich.

- Miałem jakieś trzy lata. Tak, to chyba lato było, bo przed oczami stoi mi balia z ogórkami i pachnącym koprem. Nigdy już później koper tak nie pachniał...

W rzeczywistości Aleksandrówkę UPA zaatakowała 21 maja 1943 roku o świcie. W chwili gdy ukryci mieszkańcy wychodzili z kryjówek, bandyci wyrżnęli około czterdzieścioro ludzi. Część uciekinierów zdołała ostrzec mieszkańców okolicznych wiosek.

- Myśmy nie schowali się we wiosce. Do lasu ojciec z innymi nas zabrał. Było tak po wschodzie, siedziałem właśnie na wozie. Naraz dookoła łuny i jeden wielki krzyk, który urwał się i przeszedł w śmiertelną ciszę. Tego obrazu do końca życia nie zapomnę.

Cała historia Stanisława Dorotnika i jego rodziny w aktualnym numerze Korso Gazeta Saocka. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE