Przemoc zostawia rany na całe życie. Rozmowa z Joanna Szurlej, dyrektorką Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia SOS w Lesku

Opublikowano:
Autor:

  Przemoc zostawia rany na całe życie. Rozmowa z  Joanna Szurlej, dyrektorką Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia SOS w Lesku - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Zastraszone, zostawione same sobie z własnym bólem i cierpieniem, często obwiniające się za nieszczęścia i krzywdę, które ich spotkały. Takie są najczęściej ofiary przemocy. O problemie przemocy rozmawiamy z Joanną Szurlej, dyrektorką Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia SOS w Lesku

Przemoc, temat trudny mimo że wszyscy intuicyjnie rozumieją pojęcie pokrzywdzenia. Dlaczego tak ciężko rozmawiać o tym na forum, a tym bardziej się przyznać, że jest się ofiarą przemocy?

- Właśnie dlatego, że nikt nie chce zostać zaszufladkowany jako "ofiara". Mimo że każdy na jakimś etapie swojego życia doświadczył poczucia krzywdy, a większość z nas krzywdy tej doświadczyła ze strony innej osoby. Nie zawsze jest to od razu przemoc, ale celowo użyłam takiego przykładu, aby ktoś, kto zacznie czytać ten wywiad, przypomniał sobie sytuację, w której poczuł się skrzywdzony. Może wtedy szybciej zrozumie, na czym polega trudność w szukaniu pomocy i mówieniu o przemocy, zwłaszcza w rodzinie.

Która definicja przemocy jest pani najbliższa?

- Przemoc w rodzinie to zamierzone, wykorzystujące przewagę sił działanie przeciw członkowi rodziny, naruszające prawa i dobra osobiste, powodujące cierpienie i szkody. W relacji jedna ze stron ma przewagę nad drugą. Ofiara jest zazwyczaj słabsza, a sprawca silniejszy. Co najważniejsze, zgodnie z art. 207 § 1 kodeksu karnego, przemoc w rodzinie jest przestępstwem.

Dlaczego w domu, w miejscu, gdzie człowiek powinien czuć się bezpieczny, dochodzi do przemocy?

- Tak działa sprawca, nie od razu jest bardzo źle. Napięcie narasta jak w filmowym horrorze. Najpierw jest dobrze, są randki, kwiaty, obiadki, później pojawiają się dzieci, stres, napięcia. Osoba skłonna do przemocowych działań często zaczyna izolować drugą stronę od wsparcia. Nie pozwala spotykać się z dotychczasowymi przyjaciółmi, rodzina drugiej strony jest nieustannie za wszystko krytykowana. Kontakty ograniczają się, później urywają. To działa jak lepka pajęcza sieć. Jest coraz mniej miejsca na dialog, zaczyna się kompletne podporządkowanie, wybuchy złości za przysłowiową "zupę, która była za słona". Następuje pierwszy wybuch przemocy, zwany przemocą gorącą. Gwałtowny, bolesny, często kończący się użyciem po raz pierwszy przemocy fizycznej. Najczęściej osobą słabszą jest kobieta, ona dostaje ten pierwszy cios - zarówno psychiczny, jak i fizyczny. Jest w szoku, cierpi. Co robi sprawca – przeprasza. Zaczyna się tłumaczenie, że nie chciał, że nie wie, jak to się stało... Pojawia się tak zwany "miodowy miesiąc". Kobieta więc wypiera ten traumatyczny "incydent", chce zapomnieć, tłumaczy zachowanie partnera. Wszystko wydaje się powracać do normy. Tylko że napięcie znów narasta i sytuacja się powtarza. Tylko skracają się fazy "miodowego miesiąca", a szybciej przychodzi napięcie i wybuch.

Co powinna wtedy zrobić ofiara?

- Sprawca naraża zdrowie i życie ofiary na poważne szkody. Doświadczanie bólu i cierpienia sprawia, że ofiara ma mniejszą zdolność do samoobrony. O tym powinni wiedzieć świadkowie, jeśli nawet nie bezpośredni, ale ci, którym ewentualnie taka osoba się zwierzy. Ofiara nie nazywa tego przemocą, bo często nie zdaje sobie sprawy, że tak właśnie należy to nazwać. Trzeba jej wówczas uświadomić, że powinna szukać pomocy specjalistycznej czy to w gminnym lub miejskim ośrodku pomocy społecznej, u dzielnicowego czy w takim ośrodku jak SOS w Lesku. Wszędzie musi otrzymać wsparcie.

Często jest tak, że osoby, które doświadczają przemocy domowej, ukrywają ten fakt latami.

- Znam osoby, które trwały w takich związkach i po 40 lat... Chcą nawet dawać "szansę". Jest teoria sprawiedliwego świata, którą sformułował Melvin Lerner. Zgodnie z nią, ludzie od wczesnego dzieciństwa uczestniczą w "kulturze zasługiwania". Uczą się, że za dobre uczynki dostają nagrodę, natomiast kara jest konsekwencją wyrządzanego zła. W ten sposób dowiadują się, że świat jest przewidywalny. Jeżeli postępujemy zgodnie z regułami, jesteśmy w stanie kontrolować to, co nam się przydarza. Wszelkie oznaki, że nieszczęścia bywają przez innych niezawinione, odrzucamy od siebie, staramy się ich nie dostrzegać, by chronić naszą koncepcję sprawiedliwego świata. W kolorowym świecie dzieci, baśń kończy się tak: "i żyli długo i szczęśliwie..." zło zostaje potępione, dobro zwycięża i jest nagrodzone. Nie ma chyba bajki o tym, że ktoś cierpi, choruje i leży w szpitalu, chociaż nie uczynił nic złego..., że zdarza się też niezawinione cierpienie.

Tak właśnie widzimy nasz świat, dlatego gdy w końcu w otoczeniu pojawia się ktoś, kto na swój los nie zasłużył, kto zostaje pokrzywdzony, poszukujemy przyczyny, która za taki stan rzeczy odpowiada. Zaczynamy intensywniej dostrzegać te wszystkie fragmenty zachowania ofiary, które "sprawiły", że doszło do jej pokrzywdzenia. Zrozumiałe się staje, że mąż bije żonę, bo przecież gdyby na to nie zasłużyła, to już dawno opuściłaby go. Wydaje się, że jakaś dziewczyna została zgwałcona, bo założyła krótką spódniczkę i na pewno swoim zachowaniem sprowokowała sprawcę... 

Dlaczego tak się dzieje?

- By poczuć się bezpiecznie, by dodać sobie otuchy, że taki los nas nie spotka, bo w przeciwieństwie do ofiary żadnych reguł postępowania nie złamaliśmy. Świat jawi się jako sprawiedliwy, obserwator może dalej spokojnie żyć i czuć się bezpiecznie. A to nic innego niż wtórna wiktymizacja, czyli pierwotnie krzywdzi sprawca, a po wtóre instytucja.

Kto najczęściej stosuje takie myślenie, by samemu dodać sobie otuchy?

- Osoby, które z racji wykonywanego zawodu, funkcji albo racji rodzinnych powołane są do pomocy ofiarom przestępstw. Jeśli już dojdzie do tego, że ofiara odważy się pójść na policję czy do prokuratury, to funkcjonariusze mają ułatwione zadanie. Czują niepokój ofiary, są zmotywowani, by zidentyfikować czynnik sprawczy jej cierpienia. Istnieje takie zjawisko, jak tzw. efekt pewności wstecznej. Kiedy wiemy, jak zakończyła się dana historia, jesteśmy bardziej skorzy wyszukiwać przyczyn, które do takiego zakończenia doprowadziły. Wiedząc, że kogoś spotkała tragedia, znajdujemy elementy, które na nią wpłynęły. Oczywiście, gdyby do tragedii nie doszło, nikt nie zauważyłby potencjalnych niebezpieczeństw. Jeśli jednak negatywny skutek już się zrealizował, mówimy: "ja wiedziałem, że tak będzie".

Policjanci i prokuratorzy niejednokrotnie skarżą się, że kobiety często składają zeznania, aby potem je odwołują.

- Ofiary przemocy budzą różne uczucia: wielkie współczucie, chęć pomocy, ale i niecierpliwość, a czasem nawet niechęć. Tak bywa, gdy kobieta kolejny raz wycofuje wniosek o ukaranie sprawcy, wierząc, że "to był ostatni raz". Trzeba rozumieć, że bita kobieta potrzebuje dużo czasu na podjęcie decyzji o jakiejkolwiek zmianie. Jej postanowienia są niestabilne. Dlatego potrzebuje czasu, schronienia się w bezpiecznym miejscu, by okrzepnąć i nabrać sił do podejmowania ważnych decyzji. Ośrodek Wsparcia SOS w Lesku działa przez cały rok i całodobowo, można zgłosić się do niego bez skierowania. Szukać pomocy nie jest wstydem. Niestety bariery są tak wielkie, że tylko co piąta lub nawet co dziesiąta osoba, która do nas dzwoni i pyta, czy może przyjechać, naprawdę się na to decyduje. To akt wielkiej odwagi. Te trzy miesiące, które może u nas przebywać, spotkania z terapeutą, interwentami, prawnikiem – to wszystko ma dać jej bazę do prawdziwego wychodzenia z przemocy.

Jak pomagacie pokrzywdzonym?

- Oferujemy bezpłatny hostel, pomoc prawną, psychologiczną, socjalną. Działając już ponad 10 lat, przyjęliśmy tysiące osób. Pamiętam przypadek mamy z dziewięciorgiem dzieci, która przyszła do nas jako wrak człowieka, mimo młodego wieku i te dzieci, które przeszły przez ośrodek jak huragan... znerwicowane, pozamykane, starsze – zbuntowane i gniewne. Nie wiedziałam, jaka czeka je przyszłość, ale nikt nie jest samotną wyspą. W końcu zmobilizowała się rodzina tej kobiety i widząc, że chce naprawdę skończyć życie w przemocy, pomogła jej, remontując stary domek, w którym mogła bezpiecznie zamieszkać.

Nigdy nie zapomnę też dramatu starszych osób, które na stare lata zostały z domu przez najbliższych przeganiane, podduszane poduszkami czy straszone siekierami. Ci rodzice nadal kochali swoje dzieci, zaznaczali, że nie chcą swoimi zeznaniami zrobić im krzywdy, chcą tylko spokoju na stare lata.

Co może zrobić każdy z nas, aby pomóc komuś, kto doświadcza przemocy?

- Można porozmawiać z osobą krzywdzoną i powiedzieć jej, że domyślamy się sytuacji, która panuje w jej domu, zapytać, czego potrzebuje, ale też powiedzieć, że przemoc jest przestępstwem. Można też zaoferować wezwanie policji czy też zaproponować inną pomoc - w zależności od potrzeb osoby krzywdzonej zawiadomić najbliższy Ośrodek Pomocy Społecznej lub zadzwonić do Ośrodka SOS w Lesku 66 33 2 7000 lub 13 492 72 52 lun 53.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE