Dominik Iwiński z zawodu jest elektromonterem. Feralnego dnia, 3 lipca, przebywał w delegacji. Pracował na słupach wysokiego napięcia.
- Byłam w pracy, gdy w drzwiach stanęła synowa jego szefa - wspomina ze łzami w oczach żona Barbara. - Od razu wiedziałam, że stało się coś złego... To było jak na zwolnionym filmie, ziemia usunęła mi się spod stóp, gdy usłyszałam, że Dominik miał wypadek, że spadł z dużej wysokości.
Mężczyzna natychmiast został przewieziony helikopterem do szpitala w Rzeszowie.
- Poczułam ucisk w żołądku, serce mi zamarło - opowiada kobieta. - Nie wiem, kiedy pokonałam te 90 km, które dzieliły mnie od męża. Nikt nie wiedział, jak to się stało, w jakim stanie jest Dominik. Ta niewiedza była najgorsza. Wpadłam na SOR jak poparzona, ale tam go nie było. Powiedzieli, że jest na ortopedii, więc pomyślałam, że jego stan nie jest zły. Ale również na ortopedii go nie było. Biegałam po szpitalu, szukając mojego męża. Na korytarzu wpadłam na pielęgniarkę, która oznajmiła mi, że mąż zaraz jedzie na operację, a jego stan jest krytyczny.
Leżał taki bez życia
U mężczyzny stwierdzono uraz wielonarządowy, złamanie kręgosłupa, przerwanie rdzenia kręgowego, zmiażdżone płuca.
- Gdy zobaczyłam męża, nogi się pode mną ugięły - mówi Barbara. - Leżał taki bez życia, zaintubowany, spokojny, zupełnie jakby spał. A przecież właśnie toczyła się walka o jego życie! Mój świat się zawalił... Zabrali go na operację. Po sześciu godzinach poinformowali mnie, że muszą utrzymać Dominika w śpiączce, bo jego zmiażdżone płuca nie poradzą sobie z oddychaniem.
Dwa dni później tomografia wykazała w głowie mnóstwo krwiaków i ognisk zapalnych.
- Było tragicznie, a ja mogłam tylko modlić się do Boga, żeby nie zabierał mi męża... Moje życie zamieniło się w codzienne wizyty na OIOM-ie i strach przed każdym wejściem na salę. Bałam się spojrzeć na jego łóżko. A co, jeśli będzie któregoś dnia będzie puste? Godzinami wpatrywałam się w maszyny, które za niego oddychały, w rurki, którymi płynęło mnóstwo leków. Dominik cały czas spał...
Szpital to za mało
25 lipca okazało się, że uszkodzenie płuc jest zbyt duże i Dominik musi pojechać do innej kliniki. Stwierdzono u niego zapalenie płuc i bakterię, która zagrażała życiu. Lekarze podjęli decyzję o jego wybudzeniu, odstawili leki. Niestety Dominik się nie obudził. Otwierał jedynie oczy, rozglądał się dookoła. Nie było z nim kontaktu.
- Nie wiadomo, w jakim stopniu został uszkodzony mózg mojego męża. Tak wiele razy płakałam z bezradności i mówiłam sobie, że nie dam rady... Ale każdego kolejnego dnia wstawałam i od nowa podejmowałam walkę. Przecież niecały rok temu ślubowaliśmy: w zdrowiu i w chorobie, aż do śmierci! Dlatego gdy pojawiła się nadzieja, maleńkie światełko w ciemnym tunelu, robię wszystko, by do niego dotrzeć - oznajmia kobieta.
Rehabilitacja przynosi efekty
Na leczenie Dominika brakuje 90 tysięcy złotych. Obecnie mężczyzna jest rehabilitowany, ale fundusze wystarczą tylko na chwilę.
- Był czas, że musieliśmy przerwać leczenie, bo zabrakło nam pieniędzy - mówi Barbara. - Na szczęście ludzie zaczęli nam pomagać.
Na przykład w szkole w Rymanowie będzie przez dwie środy organizowana sprzedaż ciast i wypieków, z których dochód trafi na leczenie Dominika. W planie jest również kiermasz bożonarodzeniowy.
- Koszty rehabilitacji są tak ogromne, że dla naszej rodziny po prostu nie do udźwignięcia, choć każdy stara się jak może. Dlatego bardzo proszę o pomoc, by Dominik mógł wracać do zdrowia. Cieszę się, że mąż już samodzielnie oddycha, co jest ogromnym postępem. Walczymy, by mógł przełykać, ruszać rękoma... Małymi kroczkami, ważne, że do przodu. Niczego więcej nie pragnę, tylko odzyskać męża...
***
Dominikowi Iwińskiemu można pomóc:
- poprzez stronę https://www.siepomaga.pl/dominik-iwinski
- wysyłając SMS-a na numer 72365, w treści wpisując S12885. Koszt SMS-a to 2,46 złotych brutto (w tym VAT)
- wpłacając pieniądze na konto bankowe:
Fundacja Siepomaga
ul. Za Bramką 1
61-842 Poznań
65 1060 0076 0000 3380 0013 1425
IBAN: PL SWIFT: ALBPPLPW
Tytułem
12885 Dominik Iwiński darowizna