- Remont tego placyku wielkości maksymalnie 5 autobusów trwał około trzech tygodni - mówi mieszkaniec Sanoka, który zgłosił problem naszej redakcji. - Użyto ciężkiego i lekkiego sprzętu oraz armii ludzi, których praca wyglądała jak w czasach komuny. Wiem, bo widziałem. Po 24 godzinach już zaczynali to łatać, a efekty tego łatania widać na zdjęciach.
Jak poinformował mieszkaniec, w piątek, 11 sierpnia, na przystanku ponownie rozpoczęto zrywanie asfaltu.
- Zapewne będą naprawiać - mówi mężczyzna i dopytuje, ile to kosztuje i kto za to zapłaci. - Czy nie lepiej te środki przeznaczyć na remonty innych ulic, np. Słowiczej, gdzie wiosną ludzie nie mieli jak dojechać do własnych domów?
Okazuje się, że winna zamieszaniu jest feralna masa.
- Po wykonaniu prac zauważyliśmy, że coś złego dzieje się z masą - mówi kierownik robót. - Podejrzewamy, że miała za mało lepiszcza. Komisja stwierdziła, że najlepiej ją wyfrezować i położyć nową.
Na pechowym odcinku drogi zrobiono nową nakładkę w ramach gwarancji. Oznacza to, że naprawa została przeprowadzona za darmo.
Przystanek zamknięto w piątek i otworzono następnego dnia, żeby autobusy nie wjeżdżały na gorącą masę. Jak zapewnia kierownik, teraz wszystko powinno już być w porządku.
Remont przystanku przy ulicy Beksińskiego rozpoczął się 11 lipca tego roku. Koszt robót to 130 tys. zł brutto z budżetu urzędu miasta.