Zgodnie z zapowiedzią nie będzie można parkować wzdłuż potoku, a w zamian wytyczono miejsca parkingowe za mostkiem na niewielkim placu, na który wjeżdża się niemal bezpośrednio z ulicy Lipińskiego.
- Co oni zrobili! - denerwuje się jeden z mieszkańców ulicy Kołłątaja. - Parkują tu duże auta i kompletnie nic nie widać. Trzeba dobrze wyciągać głowę, żeby zobaczyć, czy coś nie wyjeżdża. To masakra dla przechodniów. Dziś byłem świadkiem, jak dwa auta cudem uniknęły zderzenia: jedno wyjeżdżało na Lipińskiego, a drugie jechało w przeciwnym kierunku.
Wtóruje mu mieszkaniec sąsiedniej ulicy, który przez Kołłątaja dojeżdża do swojego domu.
- Jadąc tędy, trzeba bardzo uważać na zaparkowane pojazdy. Może dojść do tragedii, jeśli ktoś nagle wyjdzie spoza auta. Na zakręcie ciężko się minąć.
Wydaje się, że miejsca parkingowe rzeczywiście zostały wyznaczone w złą stronę. Samochody zaparkowane zgodnie z oznaczeniem poziomym zasłaniają zakręt. Według obietnic, ma się tu pojawić znak ograniczenia ruchu do 20 km/h, ale póki co kierowcy pędzą z przyjemnością po gładkim asfalcie.
- Zwrócimy na to uwagę - mówi Piotr Bochnia, zastępca naczelnika Wydziału Inwestycji i Remontów Kapitalnych Urzędu Miasta. - Na rysunkach wyglądało to ładnie, bo wyznaczony był szlak drogi. Jeśli zostałby wyznaczony 5-metrowy pas drogi, którym ludzie mają dojechać do skrzyżowania i zakręcić, to wtedy widoczność zostałaby zachowana. Kierowcy jednak skracają sobie drogę, zakręcając tuż za zaparkowanymi samochodami i wówczas widoczność się gubi. Może rzeczywiście trzeba jeszcze oznaczyć miejsce tego skrzyżowania, przestrzeń wyłączoną z ruchu poza miejscami postojowymi i przeznaczoną do manewrowania. Zwrócimy na to uwagę wykonawcy, czyli SPGK.