Pani Janina mieszka z córką Danutą na Wójtostwie przy ul. Traugutta. Ma troje dzieci, siedmioro wnuków i szesnaścioro prawnucząt. Urodziła się w Stryju i stamtąd uciekała jako 16-letnia dziewczyna przed wojną. Osiedliła się z rodziną w Trześniowie. Bieda i okrucieństwo wojny, sprawiły, że nigdy nie była osobą roszczeniową, cieszyła się tym, co miała i co jej zsyłał los. Wartością nadrzędną dla niej zawsze była rodzina.
Mąż pani Janiny zmarł w wieku 84 lat. Był żołnierzem i walczył podczas II wojny światowej. Doczekał się jednego wnuka.
Mama ciągle powtarzała, że odejdzie pierwsza, bo ona taka słabiutka jest a tatuś silny. Stało się odwrotnie. Myślę, że te wszystkie przeżycia niestety tragiczne ją wbrew pozorom umocniły i dały wolę walki, także o życie
- mówi córka pani Janiny, Danuta.
Zawsze nad wyraz spokojna i taka cichutka. Skromna kobieta po prostu. Nigdy niczego nie potrzebowała, nie miała nigdy żadnych roszczeń do nikogo. Zawsze jak rodzina pytała ją czego potrzebuje, to odwracała to samo pytanie w drugą stronę "co mogę dla was zrobić, co wam potrzebne?".
Pomimo tak sędziwego wieku pani Janina nigdy przewlekle na nic się nie leczyła. Jeździła do sanatorium w miarę możliwości i jedyne co, to miała zabieg na kolano.
Nic jej nie dolega, no tylko bierze leki na regulację ciśnienia. No i oczy, już nie czyta, bo słabo widzi. Mama przestała chodzić jak zachorowała na COVID. Przeszła go strasznie cięzko. Nawet myśleliśmy już wszyscy że nie przeżyje go. Męczyła ją temperatura i trudności z oddychaniem. Ale nie poszła do szpitala i wykaraskała się z tego
- dodaje córka Danuta.
Mama pani Danuty, gdy była jeszcze w pełni sił witalnych zajmowała się wszystkimi wnukami i prawnukami. Uwielbiała dla nich gotować i spędzać z nimi czas. Gdy rodzice pracowali to ona była ich opiekunką - najlepszą na świecie. Do dzisiaj nic nie sprawia jej takiej radości jak wizyta wnucząt i prawnucząt.
Jak dostaliśmy telefon z biura burmistrza, że planuje ją odwiedzić, to mama tak strasznie była zaskoczona i zarazem szczęśliwa, że nie mogła uwierzyć. Zresztą do dzisiaj stoją kwiaty od niego na stole. Ile razy na nie popatrzy, to pyta od kogo te kwiaty, a jak jej przypominam, że od burmistrza to tak jej oczy promienieją i radość maluje ise na twarzy, że aż miło popatrzeć
- opowiada córka Danuta.
Na moje pytanie co lubi pani Janina, córka odpowiada, że nawet nie wie. Bo mama nigdy niczego nie potrzebowała i nie zwracała uwagi na siebie. Ona była na końcu albo nawet i wcale. Taka to dobra i szczera kobieta z naszej czcigodnej jubilatki.
Jako redakcja życzymy kochanej stulatce dużo zdrówka i wielu uśmiechów i powodów do wzruszeń, aby wnuki i prawnuki wiedząc, jaką frajdą dla babci jest ich każda wizyta, odwiedzały ja jak najczęściej. Bo życie składa się z malutkich gestów i momentów, których nie da się nigdy powtórzyć.
Z córką pani Janiny rozmawiała Miranda Korzeniowska.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.