Ordynator, doktor nauk medycznych Marek D., jest specjalistą z otolaryngologii, a w ostatnim czasie był człowiekiem z pierwszych stron lokalnych mediów. Ale, czy „człowiek-lekarz” zostawia na pastwę losu drugiego człowieka, kiedy w każdej chwili może być dla niego jedynym ratunkiem? Czy osoba biorąca na swoje barki odpowiedzialność za ludzkie życie, która składa uroczyste przyrzeczenia lekarskie, naraża swych podopiecznych na śmierć?
Marek D. też uroczyście przyrzekał „przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich mistrzów nadany mi tytuł lekarza i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam: obowiązki te sumiennie wypełniać; służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu; według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując należny im szacunek; nie nadużywać ich zaufania i dochować tajemnicy lekarskiej nawet po śmierci chorego; strzec godności stanu lekarskiego i niczym jej nie splamić, a do kolegów lekarzy odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych; stale poszerzać swą wiedzę lekarską i podawać do wiadomości świata lekarskiego wszystko to, co uda mi się wynaleźć i udoskonalić”. Czy laryngolog zapomniał o tych słowach, w momencie gdy był na dyżurze 9 maja 2014 roku, kiedy na jego zmianie doszło do tragedii?
Więcej w 50 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka