reklama

Może ktoś tego nie docenia, ale chodniki służą do chodzenia

Opublikowano:
Autor:

Może ktoś tego nie docenia, ale chodniki służą do chodzenia - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW okresie ostatnich kilku lat wybudowano w naszym mieście dużo nowych chodników.

Może nie tyle nowych, co wyremontowano istniejące, często w opłakanym stanie... Zjawisko jest pozytywne i świadczy o tym, że miasto szybko się modernizuje i zaczyna wyglądać  coraz ładniej.  
Jest gorzej, kiedy się przejdziemy po nowych chodnikach, zwłaszcza o zmroku. Czar nowości  pryska i  zaczynamy się zastanawiać,  dlaczego  po jednych chodzi się  normalnie, płynnie –  jak  dawniej, a po drugich trzeba cały czas uważać, aby na zjazdach do posesji nie polecieć „na twarz” przed siebie, lub na jezdnię...   
Zadałem sobie trud przeanalizowania, jakie czynniki mogą mieć wpływ  na ten stan. Usiłuję ustalić gdzie jest pies pogrzebany. Przy  tej okazji trochę informacji o tym, jak się kiedyś budowało chodniki w Sanoku i zapoznać  Czytelników z przepisami  dotyczącymi ich budowy.  
Na przestrzeni lat zmieniała się technologia budowy pieszych pasaży, a przede wszystkim rodzaj  stosowanych materiałów. W latach 50-dziesiątch i 60-dziesiątych budowano chodniki z płytek betonowych o wymiarach  35 x 35 cm  i 50 x 50 cm. Ich jakość była taka, jak cały system  polityczno-gospodarczy, w którym je wytwarzano. System się chylił ku upadkowi to i jakość takich prostych wyrobów była marna; z roku na rok coraz gorsza… Płytki kruszyły się, łamały, wycierały; często po krótkim okresie użytkowania stawały się niebezpieczne dla pieszych. Można było produkować lepsze jakościowo płytki, ale nikt się tym nie przejmował. Co wyprodukowano, sprzedawało się „na pniu”, bez względu na jakość. Tak dotrwaliśmy z dziurawymi chodnikami  do  lat 70-dziesiątych i 80-dziesiątych.   
Zapanowała wtedy moda budowania chodników z tzw. asfaltu lanego,  wytwarzanego w przewoźnych kotłach. Były to maszyny firmy MADRO Kraków, kopcące, dymiące, smrodzące i hałasujące silnikiem spalinowym napędzającym mieszadło. Asfalt z kotła wlewano do taczek i dowożono na chodnik, rozkładając go ręcznie na powierzchni. Nawierzchnia w założeniach miała być gładka i nadawała się do użytkowania, jak  tylko wylany i wyrównany żelazkiem (płyta metalowa na długim kiju) asfalt zdążył wystygnąć. Jesienią i wiosną nie było z tym problemów, ale latem czas studzenia  gorącej  nawierzchni był dosyć długi, a ekipy po rozłożeniu masy asfaltowej odjeżdżały szybko na następną budowę.  Przed odjazdem  grodziły teren chodnika  paroma surowymi deskami; nie było kolorowych taśm foliowych, jak dzisiaj. Przy takim marnym zabezpieczeniu niecierpliwy lud wchodził na gorący chodnik i na ciepłej  nawierzchni chodnika  robił odciski swoich butów, czując się przy tym jakby robił odciski dłoni w Alei Gwiazd, w Międzyzdrojach. Najzabawniejsze, że te odciski – butów, psich łap czy opon rowerowych były trwałym elementem krajobrazu do końca istnienia takiego chodnika. Czasami odciski likwidowało ostre słońce, roztapiając nawierzchnię do takiego stopnia, że kobiety w szpilkach miały problemy, by z niej wyciągnąć nogę . Widać to było zwłaszcza na przystankach  autobusowych, gdzie nawierzchnia chodnika podziurkowana była jak durszlak. W letnie, upalne miesiące taka asfaltowa nawierzchnia z pochyłych ulic Sanoka spływała w dół, tworząc muldy, o które potknął się nie jeden mieszkaniec naszego miasta. Po krótkim okresie eksploatacji większość nawierzchni z „lanego” asfaltu wyglądała, jak jagoda po św. Marcinie. Jednak entuzjazm władz miejskich dla nowej technologii był tak wielki, że w morderczym zapędzie wyasfaltowano prawie wszystkie ulice. Relikty tych asfaltowych chodników można jeszcze znaleźć na peryferiach miasta.  
W latach 90–dziesiątych i lat późniejszych pojawił się nowy materiał – kostka brukowa. Technologia produkcji kostki z zastosowaniem prasowania wysokociśnieniowego zapewnia jej odpowiednią wytrzymałość mechaniczną kostki, a zwłaszcza odporność na ścieranie. Zastosowanie barwników do  mieszanek betonowych pozwala na urozmaicenie kolorystyczne i likwiduje betonową szarzyznę, panującą wszechwładnie na naszych ulicach. W tych korzystnych warunkach chodzi tylko o to, by budowane, bądź remontowane teraz chodniki służyły, jak sama nazwa wskazuje, do bezpiecznego chodzenia –dla pieszych. 


Zilustruję to na przykładzie dwóch ulic. Przykład pozytywny to ulica Kochanowskiego, przebudowana w ostatnich latach przez Starostwo Powiatowe. Posiada obustronny chodnik z kostki brukowej, spełniającej wymogi ROZPORZĄDZENIA MINISTRA TRANSPORTU I GOSPODARKI MORSKIEJ z dnia 2 marca 1999 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać drogi publiczne i ich usytuowanie. Zgodnie z wymogami  prawnymi cytowanego rozporządzenia chodniki maja  wymagane  obniżenia krawężników na zjazdach do posesji i włączeniach do ulic osiedlowych; tak w przekroju  podłużnym jak i poprzecznym. W związku z tym, że na ulicy zachowano spadki określone w rozporządzeniu, można po tym chodniku chodzić z zamkniętymi oczami i swobodnie rozmawiać z osobą towarzyszącą,  wiedząc, że na obniżeniu nie poleci „na twarz: na bok albo do tyłu. Komentarz jest tylko jeden – ten chodnik robili fachowcy!    


Przykład  negatywny  to ulica Głowackiego, przebudowywana etapami  aż trzy lata, przez miasto. Tu też jest obustronny chodnik z kolorowej kostki brukowej, ale ułożonej według jakiś  wyimaginowanych  norm, nie mających nic wspólnego z wymogami cytowanego rozporządzenia. Może poprzedni burmistrz, zlecając tę  przebudowę, ustalił jakieś  swoje normy? Tego nie wiem i chyba się nie dowiem? Tu chodniki również posiadają  wymagane przepisami  obniżenia krawężników na zjazdach do posesji. Niestety obniżenia te – na pochyłej ulicy – mają tak duże spadki, że pieszy musi patrzeć pod nogi,  aby  nie upaść na zbity pysk – zwłaszcza kiedy jest ślisko; wtedy schodzi na jezdnię. Można się o tym przekonać, idąc po tym chodniku z zamkniętymi oczami.  Wtedy można sprawdzić, co się dzieje z człowiekiem, któremu chodnik usuwa się spod nóg. Kto projektował ten chodnik, kto go wykonał, kto dopuścił do jego eksploatacji? Nie może tu być mowy ani o fachowym nadzorze, ani o właściwym wykonaniu.


Cieszy mnie wszystko, co się buduje w Sanoku. Ale w przypadku chodników na tej ulicy działam w dobrej wierze. Otóż przestrzegam włodarzy miasta przed konsekwencjami prawnymi, jakie mogą się pojawić w razie  wypadków na źle wyprofilowanych chodnikach. Jeżeli pieszy  zanurkuje głową na jezdnię, prosto pod samochód, albo się połamie przy pierwszym śniegu,  każdy adwokat skieruje pozew do Urzędu Miasta, a biegły bez problemu wskaże winnego, który zapłaci odszkodowanie. Pamiętajmy jednak, że kasa naszego miasta to kasa obywateli płacących podatki.  Natomiast chodniki przy ulicy Głowackiego nadają się do natychmiastowej przebudowy, tak jak to się dzieje z płytą świeżo oddanego do użytku Dworca Autobusowego  

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo