Pani Jolanta mieszka w Sanoku od 30 lat. Jej dzieci, dwie dziewczynki (bliźniaczki) w wieku 11 lat i chłopak w wieku 13 lat, chodzą do jednej z sanockich szkół.
Po śmierci męża, sama o wszystko musi zadbać. Pracuje na pełny etat, na jedną zmianę, ponieważ musi opiekować się dziećmi. Teściowie mieszkają w Gliwicach a rodzice już nie żyją. Żyje oszczędnie i stara się zapewnić wszystko co potrzebne swoim dzieciom.
Dzieci w domach
- Wiem, że jest świetlica i opieka dla dzieci jest zapewniona, jednak nikt z ich rówieśników nie przychodzi na te zajęcia w szkole. Rodzice zostawiają dzieci w domach. I tu jest mój problem - przyznaje kobieta.
Jak wyjaśnia, dzieciaki nie chcą siedzieć w szkole, gdy nie ma tam nikogo znajomego. - W poniedziałek rano ich zaprowadziłam ale jak odebrałam po południu to mi powiedziały, że są gorsi bo nikt nie chodzi do szkoły tylko oni muszą. Zrobiło mi się przykro. Poszłam do szefa i zapytałam o wolne. Niestety okazało się, że o wolnym mogę zapomnieć - opowiada kobieta.
Będę walczyć!
Mieszkanka Sanoka zapowiedziała więc, że pójdzie na L-4. - Na co szef mi odpowiedział, że w takim razie o premii mogę zapomnieć. Przed oczami stanęły mi moje comiesięczne rachunki...wycofałam się szybko. Co innego 2 dni czy 3 egzaminów w szkole, na tyle czasu można jakoś to zorganizować. Ale teraz? Przecież dzieci wrócą do szkoły dopiero po świętach. To dwa i pół tygodnia - zaznacza i dodaje:
- Popieram strajk nauczycieli... Niech mają lepiej, bo na to zasługują. Tak się zastanawiam zupełnie nie złośliwie, czy moglibyśmy my pracownicy innych zawodów też zastrajkować? Czy mogło by nam się poprawić? Tylko jakie mamy narzędzia do strajku?