Sądzi pan, że likwidacja JOW-ów to błąd?
Szkoda, że od tego odchodzimy. Nikt mnie nie przekona, że robi się to dla dobra społeczeństwa. Zyskają na tym organizacje partyjne, które czują siłę w wystąpieniach grupowych. Mają struktury, pieniądze, ludzi. Bez JOW-ów łatwiej będzie im zorganizować tzw. "teren". Do tej pory mieszkańcy głosowali na danego kandydata, teraz w dużej mierze głosy będą oddawać na listy.
Gdzie według pana system JOW-ów spełnia się najlepiej?
Jednomandatowe okręgi wyborcze bardzo dobrze funkcjonują na poziomach, gdzie są małe struktury, np. małe gminy lub miasta średniej wielkości takie jak Sanok. Tutaj nikt mnie nie przekona, że JOW-y są czymś złym. Wydaje mi się również, że mogłyby funkcjonować na poziomie powiatu. Jeżeli chodzi o wyższe struktury takie jak województwo czy państwo, nie wyobrażam sobie 460-osobowego parlamentu wybranego w formie jednomandatowych okręgów. Najlepszy w Polsce byłby więc system mieszany: większościowy i proporcjonalny.
Jakie są Pana obawy?
Obawiam się, że bez JOW-ów nastąpi sztywny podział w strukturach rady na koalicję i opozycję, który jest niekorzystny dla funkcjonowania gminy. Część radnych może być w tzw. opozycji i nie dostrzegać dobrych zmian, które proponuje koalicja i odwrotnie. Koalicja może krytykować każdy dobry plan opozycji. Boję się, że jeśli następna rada miasta będzie tak podzielona, to będziemy mieli zabawę pod tytułem "parlament". Sesje może będą ciekawe i wesołe, ale na zasadzie quasi-kabaretu.
Więcej w 48 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka