reklama

Leśnicy w służbie Niepodległej

Opublikowano:
Autor:

Leśnicy w służbie Niepodległej - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościOstre słońce, na niebie ani śladu chmur, góry w kolorach złota i brązu, dywan z liści pod stopami – chyba sama przyroda chciała oddać hołd leśnikom, którzy przysłużyli się sprawie niepodległości Polski. Ich wkład był tematem czwartego rajdu z cyklu "Szlakami Niepodległej", który od kwietnia realizuje Oddział PTTK w Sanoku.

- Przygotowaliśmy duży projekt: cykl rajdów poświęconych setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości – mówi Stanisław Sieradzki, prezes oddziału PTTK w Sanoku, a zarazem organizator i przewodnik wspomnianych wypraw. – Chodzi nam o to, żeby z okazji tej rocznicy promować znane postaci, które były w jakiś sposób związane z Bieszczadami, a jednocześnie w rozmaity sposób wniosły swoją cząstkę w odzyskanie przez Polskę niepodległości. Chcieliśmy te dwie rzeczy ze sobą połączyć.

Poprzednie rajdy poświęcone były różnym grupom społecznym. Pierwszy – w Olchowej i Kalnicy – ludziom nauki i kultury: profesorskiej rodzinie Schrammów i Wincentemu Polowi, założycielowi drugiej w Europie katedry geografii na UJ. Bohaterami drugiego rajdu byli kurierzy beskidzcy, a przebiegał on przez Balnicę i górę Łukanusa, gdzie stoją poświęcone im pomniki. Trzeci rajd, m.in. na Łopiennik, łączył się ze wspomnieniem pisarzy i poetów: Seweryna Goszczyńskiego, Zygmunta Kaczkowskiego, Jana Kantego Podoleckiego, Januarego Poźniaka i Wincentego Pola.

14 października, w przedostatniej wyprawie z cyklu, wzięło udział aż około pięćdziesiąt osób. Uczestnicy przejechali z Sanoka przez Lutowiska do Mucznego.

U św. Huberta w Mucznem

Tu w kościółku pw. św. Huberta uczestniczyli wraz z innymi turystami w porannej Mszy św., którą odprawił ks. Marek Typrowicz. Ta niewielka drewniana świątynia, filia parafii rzymskokatolickiej w Ustrzykach Górnych, stanowi swoistą atrakcję turystyczną. Została zbudowana przez siedmiu górali z Gronia w stylu zakopiańskim i poświęcona w ubiegłym roku. Zachwyca prostotą drewnianego wystroju, ale też wyrafinowanymi ozdobami, np. świecznikami wykonanymi z poroża jeleni.

Po Mszy św. edukator Marcin Staniszewski w ekspresowym tempie i trochę na wesoło – bo czas gonił i Bieszczady przyzywały – oprowadził uczestników rajdu po wystawie fauny i flory bieszczadzkich lasów, na której można było stanąć oko w oko z autentycznym żubrem (i to niejednym).

Ludzie lasu dla Niepodległej

Edward Marszałek, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, przedstawił uczestnikom rajdu prezentację pt. Ludzie lasu dla Niepodległej. Na potrzeby tej prelekcji nadleśniczy Jan Mazur z Nadleśnictwa Stuposiany udostępnił sanockim turystom salę konferencyjną w Centrum Promocji Leśnictwa – nowoczesnym budynku, w którym niegdyś mieścił się hotel przeznaczony dla komunistycznych prominentów.

Edward Marszałek mówił o wkładzie leśników polskich, przede wszystkim bieszczadzkich, w odzyskanie niepodległości. Znakomity gawędziarz, sypał nazwiskami, wspomnieniami, anegdotami o osobach, z których wiele to postaci legendarne w środowisku ludzi lasu.

Wiele uwagi poświęcił Adamowi Loretowi, pochodzącemu z Jasła, pierwszemu dyrektorowi i organizatorowi Lasów Państwowych, zaangażowanemu w ochronę przyrody, który przyczynił się do integracji po zaborach i uporządkowania struktury Lasów Państwowych. Dzięki niemu powołano pierwsze parki narodowe, zinwentaryzowano zasoby leśne, wprowadzono Przysposobienie Wojskowe Leśników. We wrześniu 1939 r. Adam Loret wydał zarządzenie w sprawie włączenia się leśników do organizowanych oddziałów partyzanckich przeciwko Niemcom. Sam został zamordowany przez Sowietów jesienią 1939 r.

Trasa Las

Podczas okupacji niemieckiej wielu pracowników służby leśnej pracowało w administracji niemieckiej, ale także angażowało się w ruch oporu, w pracę konspiracyjną i kurierską, ponieważ znali dobrze teren. Leśniczówki dawały schronienie żołnierzom i partyzantom, a leśnicy jako beskidzcy kurierzy przeprowadzali ludzi przez Karpaty. Wielu zapłaciło za to wysoką cenę. Na przykład Wojciech Grodziński, który zorganizował placówkę w Jaśliskach, jako kurier beskidzki wielokrotnie przeprowadzał ludzi przez Przełęcz nad Czeremchą na południową stronę Karpat. Został zadenuncjowany, aresztowany przez Niemców i zmarł w obozie koncentracyjnym w Oranienburgu w 1942 r.

Rzecznik RDLP w Krośnie wspomniał też o rodzinie Pałasiewiczów. Byli leśniczymi w Polsce i na węgierskiej stronie, dzięki czemu pomagali w trasach przerzutowych.

Jedną z nich była trasa Las, obsługiwana m.in. przez leśników: Jana Josse z Poraża, leśniczego w dobrach barona Adama Gubrynowicza, Ławrowskiego ps. Faun i Marcina Paszkiewicza, gajowego z Wielopola. Organizowali oni pomoc uciekinierom.

W czasie wojny życie straciło też dwudziestu pracowników kolejki bieszczadzkiej za działalność niepodległościową albo za to, że byli Polakami.

Zaremba i inni

Kilkakrotnie podczas niedzielnego rajdu padało nazwisko ppor. Mariana Zaręby, inżyniera leśnika, który zginął 10 września 1939 r. w podsanockich Bykowcach. Wraz z nim poległ inny leśnik – szer. Leon Urbaniak. Leśnicy, jak Karol Czternastek, Stanisław Matusik oraz kilku gajowych z okolic Soliny, m.in. Michał Koncewicz, byli członkami oddziału samoobrony działającego w Bieszczadach w latach 1943-1944 pod dowództwem Józefa Pawłusiewicza.

Nie lepsza była sytuacja leśników, którzy pozostali po drugiej stronie Sanu. Wielu zostało wywiezionych wraz z rodzinami przez NKWD w głąb ZSRR.

Zbrodnia w leśniczówce

Pierwszym punktem trasy było miejsce na grzbiecie Jeleniowatego (Jasieniowa), gdzie niegdyś stała leśniczówka Brenzberg. W połowie sierpnia 1944 r. oddziały OUN-UPA w bestialski sposób zamordowały tu 74 Polaków (mężczyzn, kobiet i dzieci) w tzw. cichej egzekucji, tzn. przy użyciu wideł, siekier i kos, bez broni palnej. Ofiary to polskie rodziny kolejarzy, leśników, administratorów majątków, które prawdopodobnie schroniły się w leśniczówce u gajowego Franciszka Króla przed nadciągającym frontem wschodnim i terrorem UPA. Wśród nich było także dwóch księży. To był największy mord dokonany przez Ukraińską Powstańczą Armię w Bieszczadach. Zabici nie zostali nigdy pochowani, przez następnych kilkadziesiąt lat ich zwłoki, a także pozostałości zabudowań wchłonął las.

Jeden wielki grób

- Można powiedzieć, że jest to jeden wielki grób – mówił Edward Marszałek.

Dziś można obejrzeć zawaloną piwnicę, studnię i zarys fundamentów budynku.

W miejscu tragedii we wrześniu 2010 r. leśnicy bieszczadzcy postawili drewniany krzyż i pamiątkowy obelisk z tablicą, której treść została uzgodniona z Instytutem Pamięci Narodowej.

Uczestnicy rajdu odmówili modlitwę za pomordowanych oraz zapalili pod krzyżem biały i czerwony znicz. Uczynili to zapewne ostatni raz, bo Edward Marszałek wspomniał o proekologicznej propozycji służby leśnej, aby zamiast sztucznych lampionów i kwiatów, które ostatecznie zaśmiecają las, składać pod krzyżem gałązki jedliny przewiązane wstążką z naturalnego materiału, który samoczynnie się rozłoży.

Miejscami trasa rajdu prowadziła nasypem, na którym na początku XX w. ułożono tory kolejki wąskotorowej z Sokolik Górskich do Ustrzyk. Służyła do transportu drewna. Jej odnoga o długości ponad pół kilometra wspinała się po stromym zboczu właśnie na Brenzberg.

Wieś, której nie ma

Następny punkt wędrówki (oczywiście, po obowiązkowym ognisku i pieczeniu kiełbasek) to Dźwiniacz Górny – nieistniejąca wieś, jakich wiele w Bieszczadach. Ta jest jednak szczególna, bo tuż obok płynie San, przez który przebiega granica Polski z Ukrainą. Od rzeki oddzielają wioskę tajemnicze torfowiska.

Przed II wojną światową Dźwiniacz liczył ponad półtora tysiąca mieszkańców, a Muczne stanowiło jego przysiółek. W 1946 r. miejscowych wysiedlono w głąb ZSRR (ta część Bieszczadów do 1951 r. pozostawała w granicach naszego wschodniego sąsiada) i zniszczono zabudowę. Reszty dopełnił czas i przyroda. Obecnie po dawnej wsi pozostały dwa cmentarze, pięć przydrożnych krzyży, resztki piwniczek i podmurówek oraz kępy starodrzewiu wokół miejsc, gdzie stały dwór i cerkiew. Na "starym" cmentarzu, otoczonym lipami i jesionami, zachowało się kilkanaście poprzechylanych nagrobków z XIX i XX w. Sąsiednia "nowa" nekropolia z XIX w., trzykrotnie większa, ma tylko trzy kamienne cokoły z żeliwnymi krzyżami, w tym m.in. jeden poświęcony Józefowi Sikorskiemu, uczestnikowi powstania styczniowego.

Pierwotne piękno

W związku ze zmianą planowanej trasy turyści przeszli z Dźwiniacza nieprawdopodobnie piękną doliną Sanu do Tarnawy Niżnej, gdzie znajduje się stanica konia huculskiego i wejście do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Wzdłuż drogi, wyłożonej ongiś przez Igloopol betonowymi płytami, pojawiały się rozległe i głębokie bobrowiska, piętrzyła się wysoka skarpa Sanu, który przypomina tu jeszcze potok, wyrastały przechylone przydrożne krzyże – znak, że niegdyś tętniło tu życie.

Trudno tylko powiedzieć, czy to turyści z Sanoka upamiętnili bohaterskich leśników, czy też to ludzie lasu z zaświatów przygotowali żyjącym wyprawę w tak niezwykłe miejsca i przy tak wspaniałej pogodzie.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo