Zdarzenie, które miało miejsce w 2015 roku, znalazło swój finał w sądzie. Sąd Rejonowy w Sanoku uznał braci za winnych popełnienia przestępstwa i skazał ich na karę ograniczenia wolności, polegającą na wykonaniu nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne. Dodatkowo obaj oskarżeni mają zapłacić po 500 zł na rzecz pokrzywdzonych policjantów. Mężczyźni, nie mogąc pogodzić się z takim wyrokiem wymiaru sprawiedliwości, zdecydowali się nagłośnić swoją historię poprzez media.
Pobili bez powodu
Adam Kułak, starszy z braci, zaznacza, że jedynym prawdziwym stwierdzeniem w zeznaniach policjantów jest to, że przyjechali do jego domu. Reszta według mężczyzny i jego bliskich to kłamstwo.
- Gdy zamykaliśmy z żoną garaż, usłyszeliśmy dziwne odgłosy – wspomina mężczyzna. – Pobiegliśmy z Wiolą zobaczyć, co się dzieje. Zastaliśmy policjantów, jak bili mojego brata. Jeden z funkcjonariuszy bez uprzedzenia uderzył mnie i potraktował gazem. Pytałem, dlaczego mnie bije, ale on dalej robił swoje. W końcu zemdlałem.
Gdy odzyskał przytomność, leżał już na ziemi, skuty ciasno kajdankami, które raniły jego nadgarstki. Była przy nim jego żona, która płakała i nie chciała zostawić męża. Brat także stracił przytomność.
- Mnie również uderzyli, gdy starałam się bronić męża – twierdzi kobieta. – Do tej pory mam problemy z biodrem.
Według pana Adama policjanci grozili jego bratu. On sam wyprowadzony z równowagi, odgrażał się funkcjonariuszom.
- Powiedziałem, że poniosą konsekwencje swojego zachowania i krzyknąłem do żony, żeby zadzwoniła po pomoc do domu – mówi. – Próbowała z dziesięć razy, ale nikt nie odbierał. Równocześnie funkcjonariusze też do kogoś dzwonili.
Pan Adam zaznacza, że obaj z bratem przeleżeli na brzuchach kilkanaście minut, prosząc o popuszczenie kajdanek i o zmianę niewygodnej pozycji.
- Trzęśliśmy się z zimna – relacjonuje. – Żona pytała policjantów, dlaczego nas pobili, ale oni nie odpowiadali. Podejrzewam, że obaj byli pod wpływem jakichś środków odurzających. Podobnego zdania jest moja żona i pozostali świadkowie zdarzenia.
Na miejsce przyjechał wujek braci, który po rozmowie z policjantem stwierdził, że najlepiej całą sprawę wyjaśnić na posterunku. Za namową krewnego pan Adam wsiadł do radiowozu.
- Przyjechała policja z innego posterunku – mówi. – Najpierw zabrali brata, później mnie. Ściągnęli mi kajdanki. Piekły mnie oczy.
Pan Adam wspomina podróż do szpitala, a później na sanocką komendę jak przez mgłę.
- Zbadali mnie na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu. Nie przeczę była sobota, napiłem się piwa, ale to nie znaczy, że muszę trafiać na izbę wytrzeźwień na 24 godziny. I to jeszcze w klapkach – mówi oburzony.
Po tym jak z komendy braci odebrał ich ojciec, pan Adam pojechał do krośnieńskiego szpitala. Dlaczego aż tam? Z powodu braku zaufania co do obiektywizmu pracowników sanockiej placówki.
- Wszystko strasznie mnie bolało. Najwięcej głowa i noga.
Kolejnego dnia złożył zawiadomienie do prokuratury na policjantów.
- Przesłuchano nas i po pewnym czasie sprawę przeniesiono do prokuratury do Leska, gdzie znowu doszło do konfrontacji z policjantami.
Pan Adam zdecydował się na badanie wariograficzne, którego wynik był dla niego niekorzystny.
- Sądziłem, że wariograf oczyści mnie z zarzutów – mówi i poddaje w wątpliwość działanie urządzenia. - Ja i moja rodzina mamy już tego dość. Nie chcemy darmowych problemów, ale sprawiedliwości.
Mocno zaniepokojona całą sytuacją jest również jego żona.
- Czujemy się prześladowani przez tych policjantów – mówi pani Wioletta. - Bez powodu za nami jeżdżą. Boimy się ich