Od ponad roku sytuacja w CIS pozostaje napięta. W październiku Sąd Rejonowy w Sanoku umorzył postępowanie w sprawie nadużycia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, w tym przypadku kierownika placówki.
Jak już informowaliśmy, postępowanie wszczęto na podstawie anonimowego donosu. Zawirowania wokół sprawy negatywnie odbiły się na zdrowiu Marcina Marcinkowskiego, który z tego powodu przez kilka ostatnich miesięcy przebywał na zwolnieniu lekarskim. Do pracy powrócił w połowie listopada i zdecydował się na... złożenie pozwu do Sądu Rejonowego IV Wydziału Pracy w Sanoku o mobbing i dyskryminację w zatrudnieniu. Jako zadośćuczynienia żąda 38 tys. zł wraz z odsetkami i zwrotem kosztów postępowania sądowego.
- Zarząd Powiatu Sanockiego wraz ze starostą sanockim nieustannie naruszają moje prawa - mówi. - Pogodziłem się z tym wszystkim, ale chcę sprawiedliwości. Nie chodzi głównie o pieniądze, ale przede wszystkim o słowo "przepraszam". Chciałbym, żeby ta jednostka działała nadal.
Dobre złego początki
Marcin Marcinkowski funkcję kierownika CIS-u pełni od października 2012 roku.
- Byłem zadowolony z pracy, doceniany, otrzymywałem pochwały za zasługi dla rozwoju placówki, w tym za przygotowywanie wniosków o dofinansowanie projektów zrealizowanych - wspomina kierownik. - Nasza jednostka była pilotażowa i pierwsza tego rodzaju w kraju. Wprowadzaliśmy sporo innowacji. Sytuacja diametralnie zmieniła się końcem 2014 roku po wyborach samorządowych. Od tego momentu relacje ze starostą i wicestarostą sanockim uległy pogorszeniu.
Według kierownika włodarz od początku kwestionował istnienie jednostki i kompetencje jego i osób zatrudnionych w CIS.
- Pojawiły się głosy w zarządzie, że jestem człowiekiem Platformy, którego trzeba odciąć - mówi Marcinkowski i zapewnia, że z tą partią nigdy nie był powiązany.
Z czasem Centrum otrzymywało coraz mniej zleceń ze starostwa. W chwili obecnej placówka nie ma swojej księgowej, według kierownika, nie otrzymuje również odpowiedniego wsparcia w pozyskiwaniu unijnych pieniędzy. Negatywnie na funkcjonowaniu Centrum odbiły się także niepochlebne informacje w opinii publicznej.
- Zastraszano mnie poprzez rozpowszechnianie szkalujących informacji dotyczących mojego życia prywatnego - mówi. - Twierdzono, że nieprawidłowo korzystam z majątku służbowego. Pojawiły się też informacje, że po kuchni w Centrum biegają szczury. Przez takie "rewelacje" spadło zainteresowanie naszych klientów.
Jak wspomina kierownik, pojawiły się też donosy. Jeden z nich doprowadził do postępowania przygotowawczego, które później umorzono.
Starosta milczy
Kilkakrotnie, zarówno telefonicznie, jak i mailowo, bezskutecznie próbowaliśmy się skontaktować z Romanem Koniecznym, starostą sanockim, prosząc o wyjaśnienie spraw poruszonych w naszym artykule przez kierownika Marcinkowskiego. Niestety, nie udało nam się uzyskać wypowiedzi włodarza z powodu natłoku obowiązków służbowych, o czym poinformowała nas pracownica sekretariatu starosty. Nie potrafiła również powiedzieć, czy w ogóle otrzymamy odpowiedzi na zadane przez nas pytania.
W papierowym wydaniu Korso Gazety Sanockiej przeczytacie także o skardze, jaką Marcin Marcinkowski złożył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego na Zarząd Powiatu Sanockiego oraz poznacie stanowisko Sebastiana Niżnika, byłego starosty, obecnie radnego.