Można było się spodziewać ogromnych emocji.
Jednak potężne ulewy, które przeszły nad Sanokiem w niedzielne popołudnie postawiły rozegranie meczu pod ogromnym znakiem zapytania.
W końcu po ustaniu opadów i przygotowaniu boiska do gry obie drużyny wyszły na murawę z blisko półtoragodzinnym opóźnieniem.
Pierwsza połowa zdecydowanie pod dyktando gości, którzy zdobyli w pierwszych 45 minutach dwie bramki.
W 11 minucie krośnianie po perfekcyjnej kontrze wyszli na prowadzenie.
Swoją przewagę w pierwszej części spotkania podkreślili rzutem karnym, zamienionym na bramkę w 28 minucie.
Sanoczanie w pierwszej połowie dwukrotnie zagrozili bramce Karpat, a najbliżej zdobycia kontaktowej bramki byli po ładnym uderzeniu z rzutu wolnego w 40 minucie.
Tuż po przerwie - w 48 minucie gry kolejny rzut wolny dla sanoczan z osiemnastu metrów i bardzo ładne uderzenie na krośnieńską bramkę.
Równie efektowna obrona bramkarza Karpat, co strzał zawodnika Ekoballu.
Gdy wydawało się, że sanocka drużyna może jeszcze coś w tym prestiżowym meczu ugrać, krośnianie strzelili trzecią bramkę po kardynalnym błędzie sanockiej drużyny.
Jeszcze dwie sytuacje Ekoballu w 76 i 84 minucie, które mogły im przynieść honorowe trafienie.
Mecz zakończył się dość komfortowym zwycięstwem Karpat, które trzeba uczciwie przyznać, były dojrzalszą i lepszą drużyną
w tych bardzo trudnych warunkach gry.
Jeśli chodzi o wydarzenia boiskowe i oczekiwania sanockich kibiców, to z dużej chmury mały deszcz, zupełnie odwrotnie jak przed meczem z chmur nad grodem Grzegorza.