Późna jesień i początek zimy to czas wzmożonych działań Społecznej i Państwowej Straży Rybackiej oraz policji. Jak informuje Ryszard Rygliszyn, komendant SSR, w tym okresie wędkarzy, pseudowędkarzy oraz kłusowników nie zniechęca pogoda.
- Często przed świętami jest tłoczno nad rzekami - mówi. - Im chłodniej, tym ryby schodzą w głębsze partie wody, a dalej na zimowiska. Łowienie ryb na tzw. "szarpaka" jest najbardziej barbarzyńską metodą kłusowniczą. Niestety jest to zarazem bardzo skuteczna metoda i w rękach wprawnego kłusownika gwarantuje złowienie wielu ryb i to w dość krótkim czasie.
Jak zaznacza komendant, dla laika osoba łowiąca "na szarpaka" wygląda jak zwykły wędkarz.
- Stosując tę metodę, wykorzystuje się wędzisko z kołowrotkiem - mówi. - Z tego względu ta metoda kłusownictwa mało rzuca się w oczy i jest bardzo popularna. "Szarpakowcy" odławiają nie więcej niż 30% pokaleczonych przez nich ryb, reszta, czyli co najmniej 70%, po prostu umiera, na pół wypatroszona, a na pół żywa. Niestety są to ryby największe, bo dużą rybę jest łatwiej trafić "szarpakiem" niż 20-centymetrową świnkę.
Straż rybacka ostrzega, że za taki połów grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności, grzywna oraz przepadek narzędzi połowowych, które służyły do popełnienia przestępstwa.
- Podczas ostatnich kontroli natrafialiśmy tylko na wędkarzy, pouczono dwie osoby za brak wpisu daty do rejestru połowu oraz przetrzymywanie ryb na brzegu (śniegu) w stanie żywym - dodaje komendant Rygliszyn.
Za stosowanie metody "na szarpaka" wędkarzowi grozi nawet do dwóch lat pozbawienia wolności.