Lubię robić sobie zdjęcia. Czy to już problem?
-Jeśli utrwala pani ważne chwile na własne potrzeby do domowego archiwum, to nie.
Jeśli zaraz po przebudzeniu sięga pani po telefon i robi 100 fotek, aby poinformować znajomych w mediach społecznościowych, że właśnie się pani obudziła, to już całkiem normalne nie jest.
Dlaczego tak chętnie dzielimy się z innymi, czasem zupełnie obcymi ludźmi, swoim życiem?
Z kilku powodów. Generalnie młode pokolenie jest wychowane na kulturze obrazkowej. Badania socjologiczne potwierdzają, że żyjemy w kulturze indywidualizacji, narcyzmu, więc młodzi ludzie przy okazji robienia sobie zdjęć i publikowania ich na różnego rodzaju portalach internetowych oczekują zainteresowania reakcji - oczywiście tych pochlebnych. W jakimś sensie to buduje naszą wartość.
Po drugie - nasze życie towarzyskie coraz bardziej przenosi się do mediów elektronicznych. To tam poznajemy ludźmi, zawiązujemy więzi, budujemy relacje. I co ciekawe - są to więzi coraz silniejsze.
Z socjologicznego punktu widzenia coraz częściej mówi się o tym, że Internet to też zaczyna być już jakaś społeczność. Do tej pory to słowo było zarezerwowane dla relacji "face to face". Okazuje się jednak, że relacje nawiązywane z Internecie, są coraz bardziej trwale. Za przykład niech posłużą małżeństwa osób, które poznały się właśnie w wirtualnym świecie.
Poniekąd poprzez relacje w mediach społecznościowych relacjonujemy więc swoje życie naszym znajomym. Jest to nasze narzędzie komunikowania się ze światem. Łatwiej jest nam sobie zrobić i opublikować zdjęcie i w ten sposób powiedzieć innym, gdzie jesteśmy i co robimy.
Zgadzam się, jednak osoba robiąca sobie kilkaset zdjęć po to, aby wybrać z nich jedno i wrzucić na "Fejsa" lub "Insta", wywołuje u mnie mieszane uczucia.
Kiedyś zdjęcia dokumentowały rzeczywistość. Fotografowaliśmy wydarzenia lub sytuacje dla nas ważne. Naciśnięcie spustu migawki poprzedzone było długimi przygotowaniami. Dostęp do sprzętu fotograficznego był trudniejszy, a wywoływanie zdjęć kosztowało.
Dzisiaj praktycznie każdy ma w telefonie całkiem niezły aparat, który daje możliwość utrwalania wszystkiego, na co mamy ochotę w dowolnym czasie. I nie ma w tym jeszcze nic złego.
Problem pojawia się, kiedy np. dziewczyna wstaje rano, przez kilkadziesiąt minut przygotowuje się do zdjęcia - robi makijaż, układa włosy, po czym wraca do łóżka i niby zaraz po przebudzeniu wita nas z poduszki. To sygnał, że zaczynamy tracić kontrolę nad swoim zachowaniem.
O czym to świadczy, o nas jako o współczesnym społeczeństwie? Cierpimy na deficyt zainteresowania?
Chyba trochę tak. "Sweet focie" to obecnie chyba najprostszy i najszybszy sposób zaprezentowania siebie, ale i szukanie akceptacji. Mało kto wrzuca "surowe" zdjęcia - bez filtrów, które nas upiększają.
Z drugiej strony w ten sposób komunikujemy potrzebę kontaktu z innymi ludźmi.
Dzisiaj te kontakty są mocno zapośredniczone przez media społecznościowe. Bardzo łatwo zauważyć to, jadąc transportem publicznym - młodzi ludzie w ogóle ze sobą nie rozmawiają. "Siedzą w smartfonach" i albo wymieniają się zdjęciami, albo rozmawiają za pośrednictwem messengera. Bezpośrednie kontakty interpersonalne są zaburzone.
Wysyłając zdjęcia, na których relacjonujemy swoje życie, komunikujemy się zatem ze światem zewnętrznym i w taki właśnie sposób rekompensujemy sobie relacje międzyludzkie.
No tak, brzmi niewinnie, ale coraz więcej słychać także o przypadkach śmierci młodych ludzi, którzy giną podczas próby zrobienia sobie niepowtarzalnego "selfie", np. na szczycie urwiska czy dachu wieżowca.
I to jest mocno powiązane ze zjawiskiem kultury narcyzmu. Chcemy być widoczni medialnie, podziwiani. A w jaki sposób możemy to osiągnąć? Na przykład pokazując siebie w jakiejś niebezpiecznej sytuacji lub w miejscu, które jest dla innych niedostępne. A wszystko po to, aby zdobyć "lajki", podziw, zainteresowanie, a przez to i akceptację.
Dla mnie to jest nie do przyjęcia, no ale niestety, dla młodych ludzi to jest często jedyny sposób, aby zwrócić na siebie uwagę.
To jednocześnie smutne i przerażające. Skąd u młodych ludzi taka niska samoocena?
Z obserwacji tego, co serwują im media - zarówno te tradycyjne, jak i nowe. Wszechobecny idealizm i kult młodości - zgrabnego, wysportowanego ciała, gładkiej twarzy. W realu nie każda z nas jest zwiewną blondynką czy eteryczną brunetką. W Internecie wystarczy odpowiedni filtr lub kilka kliknięć w Photoshopie i możemy wyglądać jak chcemy.
I tworzą się kompleksy. Nie każda dziewczyna ma bowiem "Insta face" - długie, gęste włosy, duże oczy i wydatne, ponętne usta...
I tu mamy do czynienia z kolejnym zjawiskiem, czyli kulturą idealizowania, która trwa już bardzo długo. Za przykład niech posłużą lalki barbie - przecież one mają kształty, których w realu nikt by nie osiągnął.
W telewizji i Internecie także spotykamy się z kultem idealnego ciała. Mamy Chodakowską i Lewandowską, które ćwiczą i zachęcają Polski, aby trenowały i dbały o swój wygląd. Niby nic w tym złego, ale podświadomie tworzy się określony wzorzec tego, jak powinna wyglądać kobieta.
Zresztą, w zasadzie już od małego jest nam pokazywany niedościgniony ideał. Proszę popatrzeć na bajki Disney`a - dzieci - zarówno dziewczynki, jak i chłopcy - mają wpajany pewien wzorzec, do którego powinny dążyć.
Zjawisko idealizacji obecnie jest szczególnie widoczne w Korei. Młodzi mężczyźni, którzy są częścią popkultury, są idealnie "zrobieni". W ich wyglądzie nie ma nic przypadkowego.
Ten skrajny idealizm, do którego staramy się dążyć, zaczyna być niezdrowy.
Czy to zjawisko może być niebezpieczne? Negatywnie wpływać na nasze emocje i łączące nas z ludźmi relacje?
Na pewno. Po pierwsze na ogląd samego siebie. Wiadomo, że jeśli nie przystajemy do idealnego obrazu, zaczynamy myśleć o tym, jak to osiągnąć. Jeśli nasze działania mieszczą się w granicach rozsądku, jest to zdrowa dieta czy siłownia, to nie ma problemu.
Natomiast coraz częściej mamy do czynienia wśród młodych ludzi np. z anoreksją i bulimią.
Najcięższe przypadki tych chorób kończą się śmiercią. Tak tragicznie kończy się dążenie do ideału.
Z powodu kompleksów zaczynamy się także izolować z życia społecznego, z relacji zawiązanymi w realnym życiu. I co robimy? Zamykamy się w czterech ścianach, włączamy komputer, przerabiamy selfie i wrzucamy je do sieci.
Na szczęście nie jest to aż tak powszechne w kulturze polskiej, ale np. w Korei, takie skrajne zachowania są na porządku dziennym i powoli stają się trendem światowym. Przerabianie zdjęć, operacje plastyczne i modyfikacje ciała na Zachodzie nikogo już nie szokują. Niestety - wchodzimy w erę relacji zakotwiczonych w mediach społecznościowych - perfekcyjnych, wyidealizowanych, zmanipulowanych.
Przyjmijmy, że jestem mamą nastolatka. Jakie zachowania powinny mnie zaniepokoić?
Jeśli nasze dziecko, zamiast spędzać czas z rówieśnikami, woli siedzieć w pokoju przy komputerze, a ze światem zewnętrznym komunikuje się jedynie za pomocą portali społecznościowych, to już zaczyna być niepokojące.
Jak reagować?
Przede wszystkim trzeba obserwować dziecko. Rozmawiać z nim, tłumaczyć, że świat przedstawiany w mediach - tradycyjnych i nowych - jest światem nieprawdziwym - zmanipulowanym i wyidealizowanym.
A przede wszystkim budować jego wartość nie na tym jak wygląda, ale jakim jest człowiekiem.
Rozmawiała Martyna Sokołowska.