INDIE: to trzeba przeżyć i zobaczyć. Ula Wałachowska, bieszczadzka podróżniczka, dzieli się swoimi wrażeniami z pobytu w Indiach

Opublikowano:
Autor:

INDIE: to trzeba przeżyć i zobaczyć. Ula Wałachowska, bieszczadzka podróżniczka, dzieli się swoimi wrażeniami z pobytu w Indiach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Różnorodność, bogactwo i bieda, śmiech i smutek, zapach kwiatów i zapachy ulicy, wykwintne dania i uliczne jedzenie, szare ulice i kolorowo poubierane kobiety. To kontrasty, które nie da się opisać słowami.

Celem twojej ostatniej podróży były Indie. Opowiedz coś więcej.

- Do Indii pojechałam razem z mężem Kubą pod koniec października. Spędziliśmy tam pięć tygodni. W trakcie podróży zwiedziliśmy miejsca, gdzie ukazał się Budda i gdzie miał swoje pierwsze przemówienia, zobaczyliśmy Mont Everest i inne wysokie szczyty. Nie ukrywam jednak, że po dwóch tygodniach byliśmy po prostu zmęczeni i trochę przerażeni Indiami - biedą, niesamowitym smrodem na ulicach, brakiem kanalizacji. Na drogach załatwiały się nie tylko psy i krowy, ale także ludzie. Niestety wielokrotnie ten nieprzyjemny zapach nie pozwalał nam jadać choćby na ulicy - po prostu odbierało apetyt. Stwierdziliśmy, że musimy odetchnąć i kupiliśmy bilet lotniczy na Sri Lankę. Po krótkim odpoczynku wróciliśmy znów do Indii, by kontynuować naszą podróż. Tym razem ruszyliśmy z południa na północ. Odwiedziliśmy sporo miejsc, gdzie bywało naprawdę pięknie. To na przykład Hampi na południu, zaś na północy miejscem, do którego powracam myślami, jest Darjeling - wioska położona pod Himalajami.

Po tym co słyszę, zastanawiam się, czy warto jechać do Indii?

- Oczywiście, że warto, choćby po to, by poznać tamtejszy kraj i kulturę. To coś niesamowitego, kiedy jesteś tam i doświadczasz tego wszystkiego, o czym możesz tylko przeczytać. Indie to też uśmiechnięci ludzi, to kolorowe ubrania kobiet sari, które ubarwiają smutne, szare ulice. W Indiach ponad 60% ludzi żyje na ulicach, w typowych slamsach. Nie mają dostępu do wody, kanalizacji ani opieki zdrowotnej. Dzieciaki nie chodzą do szkoły. Ludzie w tych slamsach rodzą się, żyją i umierają. Nikt ich nie liczy, nie wiadomo, ilu ich jest. Obserwując tamtejszych mieszkańców, miałam wrażenie, że z biedy wyzbyli się naturalnego wstydu. Najgorzej jednak było przy Waranasi, czyli nad świętą rzeką Ganges, która jest traktowana jako miejsce do kąpieli, wypoczynku, ale i jako miejsce pochówku. Mieszkańcy wrzucają do niej całe lub spalone ludzkie ciała, wyznawcy hinduizmu wierzą bowiem w reinkarnację. Wyznają zasadę, że po śmierci należy być spalonym. Nie pali się jedynie dzieci, kobiet w ciąży i osób ukąszonych przez kobrę oraz mężczyzn, którzy za życia osiągnęli oczyszczenie z grzechów, a więc duchowych przewodników. Ich ciała wrzuca się z obciążnikami do wody. Do rzeki oprócz ludzkich zwłok trafiają ciała małp i krów, zwierząt uważanych za święte. Na pewno nie jest to przyjemny widok i zapach, ale mimo wszystko warto tam jechać i tego doświadczyć.

To straszne. Rozumiem, że ciała palone są w specjalnie do tego przystosowanych pomieszczeniach?
 
- Nie, miejsca te są ogólnodostępne. Ciała płoną tam przez całą dobę, więc zapach jest bardzo nieprzyjemny. Dla wyznawców hinduizmu śmierć jest czymś wyjątkowym, uważają, że jeśli ich dotychczasowe życie było dobre, to po śmierci będzie jeszcze lepsze. Spotkaliśmy nawet mężczyzn, którzy niosąc ciała zmarłych, podrzucali je i śpiewali przy tym wesołe piosenki. Co ciekawe, bogatsi ludzie płoną na podnośnikach, biedniejsi przy ziemi. Rytuałom nie towarzyszą kobiety, bo przynoszą one pecha, ponieważ smucą się i płaczą. To ma być radosna droga. Najważniejszym elementem podczas palenia ciała jest pęknięcie czaszki, które oznacza uwalnianie się duszy oraz rozpoczęcie procesu oczyszczenia i reinkarnacji. Drewno na wypał jest drogie, a na spalenie jednego ciała zużywa się ponad 500 kg.

Jeśli chcecie dowiedzieć się czym jest rzeka Ganges dla mieszkańców Indii i jak podróżniczka wraz swoim mężem Kubą zostali odebrani przez mieszkańców tego kraju, koniecznie przeczytajcie cały wywiad z Ulą w najnowszym numerze Korso Gazeta Sanocka. 
 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE