Marek maluje od dziecka. Zaczęło się bardzo niewinnie. Po szkole chłopak chodził do sklepu spożywczego, w którym pracowała jego mama. - Nudziłem się, aby czymś mnie zająć, mama dawała mi kartkę i długopisy. Rysowałem, choć na początku nie były to dzieła sztuki – wspomina z uśmiechem Marek.
Z czasem szło mu coraz lepiej. W technikum zainteresował się sztuką graffiti. Zaczął malować za pomocą farb i sprejów. - Poznałem kilku chłopaków, którzy mnie zainspirowali i wspólnie zaczęliśmy tworzyć murale w przestrzeni publicznej. Wtedy jeszcze graffiti nie było sztuką, większości kojarzyło się z wandalizmem. Dzisiaj jest już inaczej. Ludzie podziwiają nasze prace, a zdarza się, że i sami zgłaszają się do grafficiarzy, bo mają np. wolna ścianę do zagospodarowania – opowiada Marek.
W wojsku w jego ręce trafił aerograf - mały pistolet do precyzyjnego malowania. Farbę rozpyla strumień powietrza. – To był kompletny przypadek. Kolega przyniósł bo myślał, że to maszynka do tatuowania. W każdym razie zacząłem malować. Początkowo średnio mi to wychodziło. Minęło trochę czasu, zanim nabrałem wprawy. Nie przypuszczałem wtedy, że dzięki aerografii będę zarabiał i otworzę własną firmę – mówi.
Więcej na temat pasji Marka przeczytasz w najnowszym wydaniu tygodnika Korso Gazeta Sanocka.