Co sprawiło, że zajmujesz się fotografią ślubną?
To poniekąd ironia losu. W roku 2006 zacząłem przygodę z aparatem, wówczas bardzo dużo bywałem w górach, fotografowałem pejzaż, pojawiły się pierwsze wyróżnienia i wygrane w konkursach o tematyce górskiej. Byłem niesamowicie nakręcony, ciągle chciałem dalej i wyżej. Poznałem wówczas najlepszych w tej dziedzinie, a 4 lata później zostałem zaproszony do wzięcia udziału w ekspedycji do Wenezueli, gdzie polska grupa wspinaczkowa miała wytyczyć nową drogę na jednej z górskich ścian. To miał być ogromny przełom dla mnie, pamiętam, jak dziś ten telefon, który otworzył mi drogę do fotografowania z najlepszym wówczas Wojciechem Wandzel. Czułem się, jakbym złapał Pana Boga za nogi, byłem niesamowicie szczęśliwy, czułem, że to właśnie moje 5 minut. Zdjęcia z wyprawy miały zdobić okładkę National Geographic, a kolejne plany sponsorów zapowiadały jeszcze większą wyprawę do Chin. Zacząłem mocne przygotowania do wyjazdu, ostre treningi, dużo wyjść w góry.
Niestety jak to w życiu, los potrafi być przewrotny, wystarczy chwila i trzeba przewartościować swoje życie na nowo.
Doznałem wypadku, złamałem nogę w trzech miejscach na niespełna 2 miesiące do wyjazdu! To był koniec marzeń. Zaczęła się długa walka o powrót do zdrowia, dwie skomplikowane operacje, masa żelastwa w nodze i półroczna rehabilitacja, żeby w ogóle zacząć chodzić.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że wypadek może być główną przyczyną mojej obecności w fotografii ślubnej. Miesiąc po skończonej rehabilitacji zostałem poproszony o zastępstwo na ślubie. Była to poniekąd szansa na ponowne włączenie aparatu, jednak w zupełnie innej roli. Nie byłem już fotografem górskim, a miałem wcielić się w fotografa ślubnego. Miałem zaledwie 2 dni na zrozumienie, jak mają wyglądać bardzo dobre zdjęcia ślubne. Na szczęście znalazłem masę zagranicznych inspiracji i z potężnym stresem sfotografowałem pierwszy w swoim życiu ślub.
Odzew na zdjęcia był na tyle duży, że pojawiły się nowe kolejne zlecenia, a zdjęcia ślubne zaczynały mnie wciągać jak góry kilka lat wcześniej. Do dzisiaj na ile mogę, próbuje łączyć te dwa odmienne światy, często pojawiam się w górach, realizując sesje plenerowe dla moich par. To jakby powrót do korzeni, w nieco innej formie.
Jakie obecnie trendy panują w fotografii ślubnej?
Niezmiennie od wielu lat dominującym trendem jest reportaż ślubny, czyli forma narracji zbudowana podobnie jak film, mająca swój wstęp, rozwinięcie i zakończenie historii. To zdjęcia, które cechuje naturalność, prawda i brak sztucznego pozowania. Obecnie rynek stawia fotografom coraz większe wymagania. Rozwój sprzętu i technologii pozwala na realizację zdjęć, które do niedawna były tylko w zasięgu naszej wyobraźni. Staram się być "na czasie", obserwować trendy i fotografować zgodnie ze sobą.
Kim są Twoi klienci?
To osoby, które szukają zdjęć ponadczasowych, niepozowanych i przede wszystkim szczerych.
To zawsze ludzie ambitni i chętni do współpracy na bardzo wysokim poziomie.
Co poradziłbyś przyszłym Pannom Młodym?
Szukając fotografa, znajdźcie osobę, która myśli dokładnie tak jak Wy i dostrzega te same wartości.
Często znalezienie takiego fotografa jest bardzo czasochłonne, ale warto, bo zdjęcia, które otrzymacie, będą właśnie takie, jakich oczekujecie.
Fotografujesz nie tylko w Polsce, jak rodzina znosi Twoje częste wyjazdy?
Praktycznie od samego początku mojej przygody nie nastawiałem się wyłącznie na nasz polski rynek. Fotografowanie za granicą to przede wszystkim szybszy rozwój, nauka i potężna dawka nowych doświadczeń. Często fotografuję śluby międzynarodowe, a miejsca, w których dotychczas fotografowałem to np. Barcelona, Paryż, Praga, Majorka i Madera.
Bez wsparcia żony i najbliższych to wszystko z pewnością nie byłoby możliwe. Wrzesień 2016 był właśnie takim trudnym wyjazdowo miesiącem. Tydzień spędziłem, fotografując ślub na Ibizie, a po powrocie na 3 dni do Polski ponownie wyjechałem, tym razem na Chorwację, gdzie realizowałem zdjęcia na uroczystości zaślubin polskiego fotografa ślubnego. To bardzo wymagające wyjazdy, ale dające ogromną satysfakcję.
Można śmiało powiedzieć, że odniosłeś sukces. Jakie masz najbliższe plany?
Jeśli sukcesem jest uśmiech ludzi, którzy odbierają moje zdjęcia, to tak, można to nazwać sukcesem.
Zawsze twierdziłem, że satysfakcja ludzi jest najważniejsza, dzięki temu mam wokół siebie bardzo wielu przyjaciół, życzliwych i kibicujących mi ludzi.
Kilka dni temu od Gali Branży Weselnej otrzymałem Nominację do Firmy Roku 2017 w kategorii fotografia. To bardzo miłe wyróżnienie i jednocześnie sygnał, że moje zdjęcia są już w jakimś stopniu rozpoznawalne.
Moje najbliższe plany? Skupiają się głównie wokół wyjazdu na zdjęcia do Wenecji. Później wracam fotografować w kraju i snuję ambitne plany na jesień. Co to konkretnie będzie, niech na razie pozostanie tajemnicą.
Jedno jest pewne, będzie to bardzo udany rok, zaglądajcie na blog.marcinsosnicki.pl.
Czego Ci życzyć?
Wyspania się i zdrowia na kolejne lata.