Fortuna kołem się toczy

Opublikowano:
Autor:

Fortuna kołem się toczy  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Najpierw były krzyżówki, teraz czas na teleturnieje - historia Andrzeja Sternika

Teleturnieje przypominają grę w rosyjską ruletkę. Raz się w nich wygrywa, raz przegrywa, ale niezmiennie zapewniają rozrywkę milionom widzom przed telewizorami. Andrzej Sternik z Sanoka swoich sił w takich programach próbuje od kilku lat. Z jakim skutkiem?


Blisko trzy tygodnie temu pana Andrzeja oglądaliśmy w kolejnym odcinku Koła Fortuny. Sanoczanin doszedł do finału, jednak głównego hasła nie odgadł. Mimo to ten odcinek wspomina najmilej. Nie jest to jedyny teleturniej, w którym brał udział. Wcześniej mogliśmy go oglądać też w Grze w ciemno czy Kłamczuchu.

 Pan Andrzej z zawodu jest inżynierem mechanikiem. Przez długi czas pracował jako technik elektryk. Niedawno skończył studia i wybiera się na kolejne, by uzyskać tytuł magistra. Wciąż poszerza swoją wiedzę.

- Zawsze wszystkiego mi mało - wyznaje. - Zdobyta wiedza przydaje mi się. Żona chwali mnie, że jestem złotą rączką, bo w domu zrobię wszystko. Sam wyremontowałem nasz dom.

Pracował w Czechosłowacji, Bułgarii, Grecji i Kanadzie. Ma dwóch synów. Na próbowanie sił w teleturniejach najbliżsi reagują podziwem.

 
W świecie krzyżówek

Na początku były przygotowania. Pan Andrzej chciał poznać dużo encyklopedycznych słów i znaczeń. Doskonałym sposobem na to wydały mu się krzyżówki, które zaczął rozwiązywać w wieku 12-14 lat. Później przyszedł czas na układanie zagadek. Pierwszą krzyżówkę stworzył w 1975 roku.

- Wysłałem ją do Nowin, gdzie dział z krzyżówkami redagowała pani Janina Krzemieniecka - wspomina. - Krzyżówkę narysowałem czarnym tuszem na kalce technicznej. Jest to czasochłonne, jednak największą przyjemność sprawiło mi układanie pytań. Najprzyjemniejsze są te z przymrużeniem oka, np. dwoje z czajnika. Oczywiście para. Miałem wtedy 15 lat. Pamiętam, że gdy zobaczyłem w Nowinach moją krzyżówkę, zbiegłem po schodach franciszkańskich na ulicę Waryńskiego, gdzie mieszkałem z rodzicami, żeby podzielić się z nimi wiadomością. Bardzo się cieszyli. Za tę krzyżówkę otrzymałem nagrodę autorską.

Pan Andrzej od tej pory pod swoimi krzyżówkami podpisywał się AS. Wysyłał je nie tylko do Nowin, ale również do Życia Przemyskiego i Podkarpacia, z którymi współpracował przez wiele lat.

Wrażenie robi kilka zeszytów, w których pan Andrzej zamieszczał każdą swoją krzyżówkę. Zamyka się w nich dwadzieścia lat tworzenia nie tylko krzyżówek, ale również m.in. rebusów, szyfrogramów, kryptografów, wirokrzyżówek czy zadań szaradziarskich. Kilka z nich udało się panu Andrzejowi wydrukować w ukazującej się w całym kraju Trybunie Ludu. Ciekawostką jest, że w Sanoku przez pół roku działał zainicjowany przez niego i znajomych Sanocki Klub Szaradzistów "Diagram".

- Przygoda z krzyżówkami stanowiła dobre przygotowanie do teleturniejów - mówi. - W latach 90. pojawiły się krzyżówki panoramiczne, więc zrezygnowałem z tworzenia. Poza tym nie było już na to czasu. Pojawiły się dzieci.

Smykałka do teleturniejów

Przygodę z teleturniejami rozpoczął pod koniec lat 90. Pierwszym teleturniejem, w którym wziął udział, były Zabawy językiem polskim.

- Castingiem było napisanie dyktanda - wspomina. - Wzięło w nim udział około pięćdziesięciu osób. To sporo. Nie pamiętam, kto dyktował, ale była to znana postać. Zrobiłem tylko dwa błędy. Na przykład tuż-tuż zamiast z pauzą, napisałem z przecinkiem. Dostałem się jednak do trójki, która awansowała do następnego etapu. Tą kolejną eliminacją była piramida. Wpisywało się jedną literkę, potem następna osoba kolejną itd. Trzeba było zablokować gracza w taki sposób, żeby nie ułożył z literek żadnego słowa. Bo gdy ułożył, to wygrywał. Wtedy odpadłem. Nic nie wygrałem i chyba to mnie zmobilizowało do dalszych starań.

Drugim teleturniejem, do którego się zakwalifikował, była Magia liter z Wojciechem Pijanowskim.

- Na ogromnej planszy było mnóstwo liter i z nich trzeba było ułożyć słowa: trzy-, pięcio- czy dziewięcioliterowe. Im więcej liter było w słowie, tym więcej otrzymywało się pieniędzy. Litery odsłaniały też jakąś postać lub rzecz, np. roślinę lub aktora.

W tym teleturnieju pan Andrzej zdobył swoją pierwszą wygraną: 2 tysiące złotych. Sanoczanin pamięta emocje. Był stremowany, ale polegał na swoim krzyżówkowym przygotowaniu. Po zakończeniu zmagań Wojciech Pijanowski zachęcił go do tego, aby grał dalej. Powiedział, że świetnie mu szło, że ma smykałkę. Pan Andrzej zaczął rozglądać się za teleturniejami, gdzie mógłby wystąpić, ale nie było gdzie. Kolejna szansa pojawiła się dopiero kilka lat później...

Gdzie pojawiła się ta szansa ? Przeczytacie w aktualnym numerze Korso Gazeta Sanocka. 

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE