Do naszej redakcji zadzwonił wzburzony czytelnik, który wyraził swoje zdanie na temat feralnego wyjazdu.
- Proponuję, żeby sam burmistrz z niego wyjechał, patrząc jedynie w lustro, w którym nic nie widać - opowiadał. - Człowiek wyjeżdża na czuja, na słowo honoru. Gdyby z naprzeciwka jechało auto, to nie ma szans, żeby zdążyć przed kolizją. Jak dla mnie włodarze opowiadają bajeczki z tysiąca i jednej nocy.
Według czytelnika wypadałoby kupić podgrzewane lustro, które kosztuje około 500 złotych. Ono zapewniłoby bezpieczeństwo kierowcom.
- Stare lustro wymienią dopiero, jak dojdzie do wypadku - prorokował. - Zgłaszaliśmy problem radnym i radzie dzielnicy, ale bez skutku. Oprócz tego na prywatnej posesji wiszą banery, które zasłaniają widoczność przy lewoskręcie. Gdyby nie one, to przez płot można byłoby jeszcze coś dojrzeć. Jestem zdziwiony, że sto tysięcy komisji było już na skrzyżowaniu, stu ekspertów i dalej nic się nie dzieje w tej kwestii - dodaje.
Mimo ostrego zdania czytelnika, że problem jest bagatelizowany przez władze, temat skrzyżowania wciąż pojawia się na obradach rady. Tym razem poruszył go radny Roman Babiak.
- Apeluję, żeby na ulicy Lwowskiej zainstalować podgrzewane lustro - mówił. - Wyjazd stamtąd graniczy z cudem. Gdy temperatury się zmieniają, lustro jest zamglone. Może pokazywać również fałszywe odległości i wprowadzać kierowców w błąd.
Burmistrz Pióro zapewnił, że władze zwrócą się z problemem do Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad, zarządcy ulicy Lwowskiej. Wyraził też zdanie, że nie powinno być kłopotu z zamontowaniem lustra. Optymizm burmistrza jednak gasił wiceburmistrz Edward Olejko, który bardziej sceptycznie podszedł do problemu.
Więcej w 13 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka