reklama
reklama

Dobrze odrabiana lekcja historii

Opublikowano:
Autor:

Dobrze odrabiana lekcja historii - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Pamięć o okrutnym mordzie dokonanym na 112 więźniach niemieckiego więzienia w Sanoku w nocy z 5 na 6 lipca 1940 roku, nie zaginie, głównie dzięki harcerzom Sanockiego Hufca ZHP „Ziemia Sanocka” im. harcmistrza ks. Zdzisława Peszkowskiego. Każdego roku w dniu 5 lipca meldują się oni na górze Gruszka, będącym miejscem zbrodni, aby uczcić pamięć zamordowanych Polaków. Tak właśnie powinny wyglądać lekcje historii, nauka patriotycznego wychowania.
reklama

Tradycyjnie nad mogiłą pochylą się poczty sztandarowe Hufca ZHP „Ziemia Sanocka”, Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej oraz Szkoły Podstawowej w Tarnawie Dolnej. Swoją obecność zapowiedziały reprezentacje Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” oraz Związku Strzeleckiego „Strzelec”. Uroczystość rozpocznie się 5 lipca (wtorek) na Cmentarzu Centralnym w Sanoku, przy zbiorowej mogile pomordowanych. W uroczystym „Apelu poległych” odczytane zostaną nazwiska rozstrzelanych i miejscowości z których pochodzili. Wśród zamordowanych byli mieszkańcy powiatów: sanockiego i leskiego, którzy włączyli się w organizację przerzutów na Węgry m. in.: nauczyciel sanockiego gimnazjum Józef Rec - organizator jednej z pierwszych tras przerzutowych, bracia Mieczysław i Tadeusz Nunbergowie z Zagórza, oficer Wojska Polskiego kpt. Czesław Wawrosz i Fryderyk Sedlak – właściciel i rządca majątku w Myczkowie, Wincenty Sokół – rolnik z Bukowska, Wasyl Krzywdzik i Włodzimierz Krawiec z Zasławia oraz Jerzy Hertig, Wasyl Białas, Rajmund Kraczkowski i Stefan Lorenc z Sanoka. Wśród ofiar znalazła się jedyna kobieta, a była nią Leokadia Górska – żona dowódcy 2 Pułku Strzelców Podhalańskich, garnizon w Sanoku.


    Prosto z sanockiego cmentarza wszyscy udadzą się na miejsce egzekucji, a był nim las na górze Gruszka, nieopodal Tarnawy Górnej. Tam, u podnóża wzniesienia, znajduje się zbiorowa mogiła ofiar egzekucji w formie ziemnego kurhanu, na którym w 1961 roku ustawiono upamiętniający zbrodnię obelisk. Jego głównym elementem jest Krzyż Orderu Virtuti Militari, opleciony koroną z drutu kolczastego. Na tablicy umieszczona jest inskrypcja: „Zginęli, abyśmy żyli wolni. Na tym miejscu dnia 5 lipca 1940 r. hitlerowcy rozstrzelali 115 bojowników o wolność Ojczyzny. Cześć Ich pamięci”. To Miejsce Pamięci Narodowej, wzbudzające do zadumy i refleksji. Otoczone jest ono stałą troską harcerzy, miejscowej młodzieży szkolnej i leśników. 
    Uroczystość na górze Gruszka rozpocznie się o godz. 11.30. Organizatorzy zapewniają przejazd z Sanoka (parking przy cmentarzu, wyjazd o godz. 10.45) i powrót. Rezerwacja miejsc pod numerem telefonu: 605 049 146.

                                                               Tak było!

    W kwietniu 1940 roku sanockie więzienie pękało w szwach. Przebywało w nim 619 więźniów, w większości „węgiernicy”, jak nazywano uciekinierów usiłujących przedostać się do polskich oddziałów we Francji, których aresztowano podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy ze Słowacją lub Węgrami. Przepełnione więzienie było głównym powodem, że pod koniec czerwca 1940 roku do Sanoka przybył skład sędziowski sądu gestapo z Rzeszowa, aby przeprowadzić rozprawy i w ten sposób pozbyć się części osadzonych. Tak próbowano zachować pozory praworządności, gdyż sama rozprawa nie miała z nią nic wspólnego. Do gmachu Sądu Grodzkiego doprowadzano więźniów, zadając każdemu z nich jedno pytanie: - czy szedł do polskich legionów na Węgry? Niezależnie od odpowiedzi jakie padały, po ich zaprotokołowaniu rozprawę zamykano. Następnie odstawiano ich z powrotem z gmachu sądu, przez podwórze, do więzienia.


    Dnia 5 lipca 1940 roku w godzinach wieczornych gmach sądu otoczony został silnym kordonem policji niemieckiej. Funkcjonariusze gestapo wywoływali imiennie więźniów z cel i doprowadzali ich po dziesięciu do sali rozpraw. Tu doraźny sąd policyjny ogłaszał im wyroki śmierci, informując jednocześnie, że generalny gubernator Hans Frank z aktu łaski nie skorzystał. Po odczytaniu wyroków skazani odprowadzani byli do celi zbiorczej mieszczącej się na parterze więzienia, gdzie prze kilka godzin oczekiwali na dalszy bieg wydarzeń.
    Około północy przystąpiono do wywozu skazańców z więzienia. Do transportu przygotowano cztery ciężarowe samochody policyjne, kryte brezentem. Skazańcy siedzieli w nich na ławkach tyłem do siebie, a po bokach i z tyłu na burtach siedzieli konwojujący ich żandarmi. Trasa przejazdu prowadziła z Sanoka przez Zagórz, Tarnawę Dolna i Górną na górę Gruszka. Tam, w godzinach wieczornych, wykopany został ogromny rów, a dokonała tego nieustalona formacja niemiecka w mundurach roboczych. Prawdopodobnie był to oddział junaków Baudienstu. Aby miejsce egzekucji oświetlić, zabrano mieszkańcom Tarnawy Górnej lampy naftowe.
    A potem rozpoczęła się prawdziwa rzeź. Skazańców ustawiano nad rowem, po czym otwierano do nich ogień karabinowy. Gdy tylko umilkły strzały, samochody wracały do więzienia i przywoziły na miejsce zbrodni kolejne transporty. Egzekucję zakończono 6 lipca przed godziną 5 rano, po czym zasypano mogiłę ziemią.


    Wkrótce po tym, gdy miejsce egzekucji opustoszało, pojawili się na nim dwaj mieszkańcy Tarnawy o nazwiskach: Kabala i Baraniewicz, ciekawi co to w nocy działo się na Gruszce. Gdy zbliżyli się do świeżo rozkopanej ziemi, odnieśli wrażenie, że w jednym miejscu ta się porusza. Podjęli próbę odkopania tego fragmentu. Jakież było ich przerażenie, gdy odkryli, że są to ludzkie zwłoki. Było to ciało rozstrzelanej jedynej kobiety Leokadii Górskiej, kurierki przerzutowej. Szybko przykryli je ziemią i w pośpiechu musieli uciekać, jako że w kierunku miejsca zbrodni podążali gestapowcy z psami.
    W księdze głównej sanockiego więzienia z roku 1940 w rubryce określającej przyczyny ustania aresztu tymczasowego, administracja więzienia odnotowała 113 samobójstw. W sprawozdaniu komendanta żandarmerii sanockiej z 15 lica 1940 r. znalazł się taki oto zapis: „W dniu 5 lipiec 1940 r. zostały wydane w tutejszym Sądzie Grodzkim wyroki śmierci na 113 schwytanych osobach przez Sąd Doraźny z Rzeszowa. Wyroki te zostały tej samej nocy przez oddział Schutzpolicei 45 Batalionu Policyjnego z Rzeszowa wykonane.”
    Uważny Czytelnik z pewnością zauważy różnicę między ilością popełnionych „samobójstw” (113), a liczbą rozstrzelanych więźniów (112). To nie pomyłka. W rzeczywistości rozstrzelano 112 osób, ponieważ jeden z konwojowanych więźniów zbiegł w czasie transportu, wyskakując z jadącego samochodu. Był nim Jan Schaller, mieszkaniec Krakowa. Uratował swe życie dzięki swej odwadze, a trochę za sprawą przypadku. Otóż jeden z niemieckich policjantów polecił mu wrzucić na skrzynię samochodu łopaty, dzięki czemu znalazł się na końcu ławeczki, najbliżej tylnej burty wyładowczej. Po opuszczeniu plandeki, kiedy samochód już ruszył, uderzył głową w twarz siedzącego obok Niemca i w tym samym momencie całym ciałem przerzucił się przez burtę samochodu. Spadł bokiem ciała na jezdnię, po czym poderwał się, uciekając w pola. Działo się to między Sanokiem i Zagórzem, w miejscowości Zahutyń. Samochód natychmiast się zatrzymał, wyskoczyło z niego dwóch gestapowców, wszczynając ostrzeliwanie drogi ucieczki zbiega. W ciemnościach nie było to proste.


    Trzy dni błąkał się po pobliskich lasach Jan Schaller. Znalazły go śpiącego pod drzewem dzieci jednego z mieszkańców Niebieszczan, niejakiego Grzyba. Przyprowadziły go do domu, który okazał się rodzinnym domem jego współwięźnia z celi Michała Grzyba. Pół roku ukrywał się w Niebieszczanach u Agaty i Piotra Koczeniów, którzy pomogli mu załatwić lewe papiery, z którymi odważył się wyruszyć do Krakowa. Tam jako Józef Szeląg zatrudnił się w MPK jako tramwajowy. Gdy wydawało się, że zatarł już za sobą ślady, wywiad AK poinformował go, że został namierzony przez gestapo. Uciekł wtedy do Mszany Dolnej, gdzie wstąpił do oddziału partyzanckiego „Adama”, któremu dowodził Jan Stachura. Tam pozostał do końca wojny. Jako członek AK, nie mógł cieszyć się pełną wolnością. Jeszcze przez rok ukrywał się przed władzą, po czym podjął studia na wydziale architektury Politechniki Krakowskiej, które ukończył.           
    W 1947 roku szczątki ofiar mordu na Gruszce zostały ekshumowane, przeniesione na Cmentarz Centralny w Sanoku i umieszczone w zbiorowej mogile. Na postumencie z tablicą pamiątkową umieszczono rzeźbę Sokoła. To miejsce dobrze zna każdy sanocki harcerz, nie jest ono obce też sanoczanom. Zawsze można na nim zastać żywe kwiaty i zapalone znicze, Znicze pamięci!       

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama