Radni apelowali do wójta Stanisława Bielawki o przedstawienie kompletu dokumentów, które pomogłyby podjąć im decyzję o przyjęciu uchwały, bo jak twierdzą, bez tych danych nie wyrażą na nią zgody.
- Czy tak trudno przygotować sprawozdania, które przedstawiałyby rozdysponowanie pieniędzy przez konkretnych wnioskodawców? - dopytywała się radna Jolanta Dal. - To lekceważenie woli rady gminy, wracamy do punktu wyjścia, a czasu było dość. Nawet w protokołach komisji rewizyjnej zwróciliśmy uwagę na brakujące dokumenty - zaznaczyła. - Panie wójcie, nie róbmy się w bambuko nawzajem. Sytuacja gminy jest taka, że każdą złotówkę trzeba dokładnie dziesięć razy przeglądać. Traktujmy się więc poważnie – apelowała oburzona.
Nie pomogły argumenty wójta i Haliny Dąbrowskiej, pracownicy urzędu gminy, którzy przekonywali, że wszystkie rachunki są skrupulatnie sprawdzane.
- Stowarzyszenia robią zakupy i przynoszą faktury i dopiero na tej podstawie dostają pieniądze. Szczegółowych sprawozdań od wnioskodawców nie posiadam - tłumaczyła Dąbrowska.
Kobieta zaznaczyła też, że wszystkie wydatki są wcześniej z nią i wójtem dokładnie uzgadnianie.
- Dlaczego urząd nie jest w stanie przygotować wyczerpujących materiałów - pytał obecny na sesji Bogdan Dołżycki, mieszkaniec gminy. - Nie szanujecie czasu ludzi ani swojego. Jesteście utrzymywani z publicznych pieniędzy i robicie szopki. Wystarczy przygotować to, co oczekuje rada, ale pan wójt zawsze chce postawić swoją kropkę nad "i" - grzmiał.
Dyskusja nad uchwałą trwała bardzo długo. W rezultacie nie udało się jej przegłosować. Tylko trzech radnych było do niej pozytywnie nastawionych. Siedmiu radnych głosowało przeciw, a 2 wstrzymało się od głosu.