Najpierw 14 stycznia Bieszczadzki Park Narodowy poinformował, że w związku z chorobą ajenta schroniska, budynek do odwołania będzie zamknięty. Dwa dni później, około południa pojawia się informacja, że w schronisku, w celu podniesienia bezpieczeństwa turystów wędrujących po okolicznych szlakach będą pełnione dyżury, a przybywający mogą liczyć wyłącznie na wrzątek lub herbatę. Tego samego dnia – Portal Carpathia Biznes podaje, że chatka jest już otwarta, a dyżury przejmą GOPRowcy od środy 18 stycznia.
Tłem tych wydarzeń jest fakt, że zakończyła bieg umowa na prowadzenie schroniska przez Ludwika Pińczuka, wieloletniego gospodarza tego obiektu, a nowy najemca jeszcze nie został wybrany.
Władze BdPN informują, że w 2017 roku planowana jest przebudowa schroniska.
– Będą noclegi, ale nie będzie wyżywienia. Jedynie kawa i herbata. Wiąże się to z małą dostępnością wody i problemami sanitarnymi – tłumaczył Leopold Bekier, dyrektor parku, na posiedzeniu komisji ochrony środowiska w Radzie Gminy Lutowiska. - Podłączenie się do źródełka spowodowałoby osuszenie terenu i wyginięcie niektórych roślin - mówił.
O dalszych losach schroniska będziemy informować.