W lutym 2016 r. doszło do podpisania umowy, ale ekipy budowlanej jak nie było, tak nie ma. O tym, że przez Sanok przejeżdża się ciężko, wie każdy kierowca. Użytkownicy dróg są coraz bardziej zdenerwowani tą sytuacją.
- Jestem kierowcą od 40 lat - mówi Władysław z Zarszyna. - Od dawna czekam na budowę obwodnicy, bo muszę poruszać się po Sanoku codziennie. Przy dzisiejszej liczbie samochodów na drogach, płynna jazda w tym mieście graniczy niemal z cudem - dodaje rozgoryczony.
Inwestorem jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która zapewnia, że wszystko jest w porządku. Jednak wszystkiemu winne są procedury.
Do 25 maja wpływać mają do wojewody podkarpackiego wnioski i uwagi dotyczące tej inicjatywy. Na razie nikt z takiej możliwości nie skorzystał. Jeśli jakieś wnioski się pojawią, to trafią do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która zdecyduje o sposobie realizacji inwestycji.
Ta sama Regionalna Dyrekcja ocenia teraz oddziaływanie obwodnicy na środowisko. Bierze pod uwagę projekt budowy i decyzję środowiskową.
Następnie wojewoda podkarpacki podpisze zgodę na rozpoczęcie prac. Na takie zezwolenie czeka z kolei wykonawca inwestycji. I dopiero ruszy z pracami.
Wygląda to groźnie, biorąc pod uwagę długie terminy załatwiania spraw administracyjnych.
Budowa obwodnicy ma obejmować obszar 780 działek. Problemem jest to, że granice na mapach nie pokrywają się z tymi, jakie przebiegają tam w rzeczywistości. Ich właściciele protestują przeciwko wywłaszczeniu. Czas biegnie nieubłaganie, a termin zakończenia budowy to maj 2019 r. Zatem pozostały na realizację projektu zaledwie dwa lata.
Obwodnica będzie liczyć 7 kilometrów. Ta inwestycja ma kosztować około 140 milionów złotych.