BIESZCZADY POŻAR LASU: Ratownik GOPR opowiada o wczorajszej akcji w Bieszczadach [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Było bardzo poważnie, zagrożenie rozprzestrzenienia się ognia na szerszy teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego było bardzo duże.

Jak wiadomo, dotarcie na miejsce pożaru było utrudnione, ze względu na fakt, że paliło się w szczytowej części lasu, niedostępnej dla dużych wozów straży pożarnej. Jedynie jednostki, które poruszały się quadami mogły szybko dotrzeć do zarzewia pożaru. To dzięki nim, ogień został tak szybko opanowany i nie rozprzestrzenił się na pozostały teren BPN. 

We wczorajszej akcji brał udział jeden z ratowników GOPR - Paweł Szopa, który dla nas relacjonuje przebieg wczorajszych wydarzeń:


- Teren był bardzo trudny, to trzeba przyznać, ponieważ to było na zboczach połoniny Caryńskiej, na początku wydawało się, że tylko i wyłącznie na nogach uda się tam dojść. Jednak po przeanalizowaniu na spokojnie możliwości dotarcia na samą górę, okazało się, że da się tam quadami wyjechać. To w znacznym stopniu ułatwiło całą sprawę, ponieważ dostarczanie wody na plecach quadem było o wiele szybszym sposobem, niż noszenie wiader pieszo. W akcji dowożenia wody wspomnianymi quadami brały udział jednostki Straży Pożarnej, Bieszczadzkiego Parku Narodowego oraz nasze GOPR. Kluczową rolę w działaniu odgrywał wczoraj czas, gdyż pożar szybko się rozprzestrzeniał. Po południu wiał dość silny wiatr, około 70 km/h, który szczególnie był odczuwalny własnie w wyższych partiach lasu, także przy tej suchej ściółce płomienie bardzo szybko obejmowały kolejne partie lasu. Na początku, jak tam przyjechaliśmy jedna z jednostek OSP, która była już na miejscu poinformowała nas, że pali się około 1,5 hektara lasu i jest uzasadniona obawa, że ciężko to będzie okiełznać. Sytuacja była bardzo poważna. Na szczęście, dość sprawnie udało się te płomienie powstrzymać. Procedury podczas pożaru lasu nakazują, aby po zakończonej akcji sprawdzić dokładnie teren, czy aby gdzieś ogień nie odradza się na nowo, np na wskutek podmuchu wiatru. Tak też było i w tym wypadku, jeździliśmy kilkakrotnie i sprawdzaliśmy dokładnie teren pogorzeliska. 
Około północy zostaliśmy wezwani do jednego z pracowników BPN, który patrolował miejsce pożaru. Schodząc ze stromego zbocza upadł i doznał kontuzji klatki piersiowej. Pracownicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego, są w trakcie szacowania strat powstałych na wskutek wczorajszego pożaru. 

O pożarze pisaliśmy TUTAJ 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE