Aby ocalić od zapomnienia dzieje byłych mieszkańców Bieszczadów, ich życie, kulturę, tradycje, stowarzyszenie zrealizowało projekt ścieżki turystycznej, która przywraca w pamięci świat, którego już nie ma: wsie, które przestały istnieć, domy, z których pozostały tylko piwnice, studnie bez żurawi, ale przede wszystkim ludzi, którzy kiedyś tu żyli i mieszkali. Prowadzi przez nieistniejące już wsie Zawój, Łuh i Jaworzec (okolice Kalnicy). Wzdłuż trasy spacerowej ustawiono tablice informacyjne opisujące wsie, wskazujące miejsca po dawnych cerkwiach i cmentarzach. Na tablicach znajdują się także fragmenty wspomnień osób przymusowo wysiedlonych podczas akcji „Wisła” w 1947 roku.
Czy jest zainteresowanie w środowisku lokalnym wiedzą historyczną i publikacjami o Bieszczadach?
– Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Różne publikacje czy Internet dają ogólną wiedzę o regionie. Zainteresowanie organizowanymi przez nasze stowarzyszenie spotkaniami promocyjnymi czasopisma i prelekcjami historycznymi jest o wiele większe wśród turystów niż ludności miejscowej. Dużo uwagi wzbudzają one o dziwo w Przemyślu i Sanoku.
Czy zdarzają się turyści, którzy zauroczeni Bieszczadami, osiedli się tutaj na stałe?
– Tak, są to głównie ci, którzy jeszcze w latach studenckich wędrowali przez Bieszczady z plecakami i postanowili tutaj powrócić. Niemniej potem wtopili się w miejscową społeczność, uwikłali w życiowe codzienności, stracili wielką miłość do gór, zapomnieli, dlaczego przyjechali. Tak się stało w wielu przypadkach. Stracili zapał, dawne zauroczenie. Bo codzienne życie w Bieszczadach do lekkich nie należy. Zwłaszcza dla tych, którzy wcześniej przez kilkadziesiąt lat mieszkali w mieście. Można śmiało powiedzieć, że dzisiaj mieszka tu zaledwie garstka prawdziwych pasjonatów. Niektórzy wychodzą nawet z założenia, że Bieszczady widziały niejedno, toteż nie są wrażliwi na pewne działania, niekorzystne dla przyrody i urody tych gór.
Więcej w 39 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka