Reklama

Barszcz w natarciu

Opublikowano:
Autor:

Barszcz w natarciu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Inwazja barszczu Sosnowskiego trwa już od dawna. Roślina, która ma tak dużą wolę przetrwania, jest utrapieniem dla mieszkańców wielu gmin. Dla przykładu Płonna (gmina Bukowsko) to istna wylęgarnia tej rośliny.

Do naszej redakcji zadzwonił wzburzony mieszkaniec gminy, który zwrócił uwagę na działki prywatne porośnięte barszczem Sosnowskiego w Płonnej, z którym nikt nic nie robi. Według niego sytuacja wymyka się spod kontroli.

Postanowiliśmy to sprawdzić i zapytaliśmy o to najpierw Piotra Błażejowskiego, wójta gminy Bukowsko. Okazuje się, że w takich przypadkach gmina jest bezsilna i nie może nic zrobić. Włodarz skierował nas do Starostwa Powiatowego w Sanoku.

- Starostwo otrzymało sporo pieniędzy na to, żeby zwalczyć barszcz i jakie są tego skutki? - pyta retorycznie wójt. - A przecież zarówno my, jak i inne gminy dołożyliśmy trochę środków do tego zadania.

Podobny problem występuje również w Woli Sękowej, o czym wielokrotnie na sesjach gminy Bukowsko informował Marian Sołtys, gospodarz wsi.

- Zwalczanie barszczu jest bardzo kosztowne i pracochłonne - mówił. - Na jednej z działek jest go bardzo dużo. Koszono go dwa razy i od nowa odrasta. Na kolejnej jest to samo.

Obecnie dzierżawcy gminnych działek kończą koszenie barszczu, ale jak zaznacza sołtys, roślina rośnie również w zakrzaczonych miejscach, z których nie ma możliwości jej wyeliminowania.

- Barszcz można było zwalczać punktowo jeszcze kilka lat temu - mówi jeden z mieszkańców wsi. - Teraz jest to niemożliwe, bo jest go za dużo. A niedbałe koszenie lub pryskanie środkami chemicznymi może doprowadzić do jego rozprzestrzeniania. Konsekwencje poparzenia są bardzo opłakane. Znam osobę, która poparzyła się dwadzieścia lat temu i nadal odczuwa skutki.

Program usuwania rośliny był realizowany przez trzy lata przez starostwo powiatowe. Wojciech Skiba, naczelnik wydziału ochrony środowiska, rolnictwa i leśnictwa ze starostwa  uważa, że jeśli urząd nie podjąłby żadnych działań, to bardzo możliwe byłoby, że powiat sanocki miałby taki sam problem, z jakim teraz boryka się powiat bieszczadzki, a więc wielosethektarowe połacie 3-4 m okazów barszczu, jakie można zobaczyć w okolicach Trzciańca i Krościenka.

 

Więcej w 32 numerze Korso Gazety Sanockiej

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE