26 lat temu Sanok pogrążył się w żałobie. Pamiętamy!

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości 23 stycznia 1995 roku, a więc 26 lat temu, Sanocka Republika Hokejowa obudziła się przerażona. Miasto, lotem błyskawicy, obleciała informacja o nocnej katastrofie autokaru, którym z meczu w Sosnowcu powracała hokejowa drużyna STS. Nikt nie chciał uwierzyć, że są ofiary śmiertelne. Niestety, oficjalne komunikaty potwierdziły tę dramatyczną wiadomość.

Pod stertą żelastwa, w jakie zamienił się spadający ze skarpy autobus, zginęło trzy osoby, wśród nich idol kibiców sanockiego hokeja Piotr Milan. Śmierć ponieśli także zaprzyjaźnieni z drużyną: 17-letnia Iza i 22-letni Tomek. Sanok pogrążył się w rozpaczy. Tego dnia informacja o katastrofie autokaru wiozącego sanockich sportowców rozpoczynała większość medialnych serwisów. Od rana na Torsanie gromadzili się ludzie. Przynosili kwiaty, zapalali znicze, wsłuchiwali się w relacje tych, którzy znali już szczegóły wypadku.

W dobrych nastrojach wsiadali do autokaru w Sosnowcu. Była ich trzydziestka; ekipa hokeistów oraz kilka zaprzyjaźnionych z nią osób, wśród nich dziewczyna jednego z zawodników oraz dwóch kibiców. Jedni w rozmowach rozgrywali zakończony nie tak dawno zwycięski mecz z SMS Orlęta Sosnowiec (6-1), inni oglądali film na video, a jeszcze inni szybko zapadli w sen. Jechali wolno, jako że warunki na drodze były trudne. Najbardziej przeszkadzał niezwykle silny wiatr, było też dość ślisko. Około 2 w nocy autobus dotarł do Gniewoszówki k. Beska, zaledwie 20 kilometrów od Sanoka. 


Bardzo silny wiatr wiejący z prawej strony ogromnie utrudniał jazdę. Nie pozwalał mi spać, zwłaszcza, że siedziałem z przodu. Jechaliśmy bardzo wolno, nie więcej niż 20 km na godzinę, a i tak wiatr znosił nas na lewy pas. W pewnym momencie nastąpił tak straszny podmuch, że przód autobusu mocno skręcił w lewo, zsuwając się z jezdni. Zdążyłem tylko krzyknąć: „trzymajcie się!”, po czym rozległ się huk tłuczonego szkła i zgniatanej blachy. Poczułem mocne uderzenie w bark, a po jakimś czasie do mojej świadomości dotarło, że znajduję się w niewielkiej przestrzeni między zgniecionym dachem i siedzeniami.

– wspominał pierwsze chwile po wypadku trener Czesław Radwański.

A tak wspomina tamte dramatyczne momenty Arek Burnat:


Obudziły mnie krzyki i poczułem, że autobus zaczyna się mocno przechylać. Uchwyciłem się mocno siedzenia i chyba to mnie uratowało. Potem ujrzałem nad sobą rozgwieżdżone niebo i kołyszący się autobus, który przy przechyle przygniatał mi klatkę piersiową. Myślałem, że już po mnie.


Zauważyłem, jak autobus zaczyna tańczyć na drodze, w rytm podmuchów wiatru, ale kierowcy udawało się jakimś cudem utrzymywać nad nim kontrolę. Jednak w pewnej chwili tak mocno dmuchnęło, że koła straciły przyczepność i autobus zaczął staczać się w czarną czeluść skarpy, przewracając się na lewy bok i dachując. Potworny huk i trzask wyrwał pasażerów ze snu. Siła uderzenia wyrzuciła na zewnątrz Piotrka Milana, Tomka Jęknera, Izę Suską i Tomka Ocha, trójkę z nich częściowo przygniatając. O cudzie może mówić Tomek Jękner, który wypadł najdalej i jego miażdżące żelastwo nie dosięgło.

– dzielił się swoimi odczuciami Marek Pomykała, sanocki dziennikarz, wierny sympatyk hokeja, często uczestniczący w wyjazdowych meczach drużyny. 


W pewnym momencie poczułem, że jakaś siła mnie wypycha. Uderzyłem plecami w szybę autobusu i jak z katapulty wystrzeliłem na zewnątrz. Leżąc już na skarpie, z przerażeniem zobaczyłem wystające na zewnątrz autobusu czyjeś nogi. Reszta ciała znajdowała się pod zwałami blachy.

– relacjonował Tomek Jękner

Powróćmy jeszcze do relacji Marka Pomykały:


Ocknąłem się już poza autobusem. Nie pamiętam czy sam się wyczołgałem przez jedno z rozbitych okien, czy ktoś mnie wyciągnął. Byłem w szoku. Chciałem wybiec na drogę, ale było bardzo stromo i ślisko, wywróciłem się. Strasznie wiało, czułem okropne zimno i potworny ból w okolicach klatki piersiowej i kręgów szyjnych. Nie wiedziałem, czy to wszystko dzieje się na jawie, czy może to sen. Ktoś wyciągał z wnętrza autobusu kurtki i koce, otulano nimi najciężej rannych. Po jakimś czasie przyjechały wozy Straży Pożarnej, strażacy zaczęli ciąć blachy autobusu. Dach przylegał do wysokości siedzeń. Nagle moim oczom ukazał się okropny widok. W równych odstępach od siebie, spod autobusu wystawały trzy pary nóg. Ktoś, kto był przy nich, powiedział, że to Iza i Piotrek i że nie żyją, gdyż nie wyczuwa tętna. Zacząłem wrzeszczeć, żeby tak nie mówił, ale zgasił mnie szybko, mówiąc: Marek, ja wiem, ja jestem lekarzem! 

 

Na sygnałach docierały radiowozy policyjne oraz karetki pogotowia ratunkowego. W ambulansach lokowano najciężej rannych. Ośmiu z nich udało się w drogę do szpitala w Krośnie. Pozostałych strażacy prowadzili do swoich wozów, gdyż widzieli, że dygotają z zimna. Niemal arktyczne warunki i ciemność bardzo utrudniały akcję ratowniczą. Strażakom, mimo posiadania nowoczesnego sprzętu, nie udało się postawić autobusu na koła. Dopiero przed siódmą rano, sprowadzone z rafinerii w Jedliczu i z WSK w Krośnie dźwigi, uporały się z tym. To wtedy spod wraku autokaru wydobyto trzy śmiertelne ofiary wypadku. 

Sanok pogrążył się w żałobie. Pięknym znakiem współczucia i bólu, a także solidarności i jedności był pogrzeb Piotrka Milana. W ostatniej drodze towarzyszyło mu kilka tysięcy ludzi. Jego trumnę zdobiły kwiaty i koszulka zawodnicza z numerem „7”, w której występował, reprezentując sanockie barwy i radując serca kibiców. Wtedy też zdecydowano, że numer „7” będzie już na zawsze zastrzeżony wyłącznie dla Piotra. Nikt inny już nigdy nie wystąpi z tym numerem

Każdego dnia, codziennie, począwszy od dnia tragedii, na Torsanie gromadzili się kibice. Chcieli zobaczyć, czy do życia wracają zawodnicy, przychodzili, aby ich pocieszyć, pomóc przezwyciężyć traumę. Oklaskami powitali ich pierwsze wejście na lód, z radością odnotowując, że z treningu na trening jest ich coraz więcej. A potem był pierwszy po wypadku pamiętny mecz ze Stoczniowcem, wygrany przez STS aż 14-0. Oczywiście, zadbano o szczególną oprawę, a Torsan rozbłysnął tysiącem zniczy. Można było odnieść wrażenie, że dramat, do jakiego doszło, połączył ze sobą kibiców, umocnił ich przywiązanie, do Sanockiej Republiki Hokejowej.  A ta pamięta o Piotrze.

Baner z jego imieniem, nazwiskiem i przypisanym do niego numerem „7” (obok drugiego, poświęconego innemu wielkiemu wychowankowi sanockiego hokeja Janowi Paszkiewiczowi – nr „17”) wywieszono pod sklepieniem hali Arena. Łączy je wspólny napis: „Legendy sanockiego hokeja”. Mają na co dzień przypominać wszystkim te dwa wielkie nazwiska. Innym dowodem pamięci, a także szacunku i uznania, są kolejne rocznice tragicznej śmierci Piotra, czczone chwilą ciszy oraz przypomnieniem jego osoby wspominkami i obrazami wyświetlanymi na telebimie. W każdą kolejną rocznicę tamtej tragedii Stowarzyszenie Kibiców Sanockiego Hokeja donosi o tym w lokalnych mediach oraz na portalach internetowych. Nigdy nie zdarzyło się, żeby zapomniał o niej najlepszy w kraju portal hokejowy Hokej Net

Spośród wpisów zamieszczonych w internecie wyławiam te, które oddają klimat panujący w sanockim środowisku hokejowym;


„Śmierć Piotrka złamała serca kibiców hokeja” (…)

„Wielką karierę Piotra Milana zatrzymał wypadek autokaru, który spadł ze skarpy” (…)

„Piotr był idolem sanockiej młodzieży” (…)

„Dzisiaj Piotrek błyszczy na niebiańskich lodowiskach i wciąż imponuje swą grą. To nieprawda, że On odszedł! On wciąż jest! I wciąż gra!” 

Myśląc o tym, co wydarzyło się ponad ćwierć wieku temu, wspominam Piotrka, którego znałem i ceniłem, ale też zastanawiam się nad tym jak ogromna siła tkwi w sporcie. Odnoszę wrażenie, że jest to ta siła, która nie pozwala sanockiemu hokejowi zginąć, choć wielokroć przeżywał ogromnie trudne momenty. I kiedy o tym myślę, czasem przychodzi mi do głowy, że może to Piotrek przykłada do tego rękę!

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy