Helena Kapri
Co noc stoję boso
Przed zatrzaśniętymi drzwiami
Mojego miasta.
Zbigniew Herbert
Miasto
Pojechać do Lwowa – mówi poeta
Z dowolnego dworca, o byle jakiej porze roku i dnia,
w blasku gwiazd lub słońca,
w gniewnej śnieżycy czy ulewnym deszczu.
Pojechać – czyli powrócić
do haftowanych serwet, popołudniowych jour fixów
do popielatych sukien z tysiącem guzików
nieuległym niecierpliwym palcom.
Pojechać – to przywitać bliskich
Ormian, Rusinów, Żydów,
dla których przyjaźń była
jak ślad klonowego liścia na bochenku chleba.
Pojechać – to przypomnieć
Brygidki w gorące, czerwcowe noce,
kiedy nad miastem unosił się odór
niepogrzebanych ciał,
grozę Wzgórz Wuleckich,
której nie opiszą już
żadne Słówka zamordowanego artysty.
Więc lepiej – nie pojechać,
aby znowu nie spakować swojego życia
w dwie walizki,
a pragnienia nie gasić wodą o smaku krwi.
Niebo gwiaździste nade mną – zasnute dymem
Prawo moralne we mnie – krzyczy.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.