Czym dla pana jest piłka nożna?
– Futbol był od zawsze czymś, co wypełniało moje życie. Wtedy gdy byłem nastolatkiem i próbowałem swych sił na boisku, jak i potem – po kontuzjach – gdy stawiałem pierwsze kroki jako trener. Oczywiście najważniejsi są moi bliscy i ludzie, których kocham, ale piłka nożna i bycie trenerem to pewien sposób na życie, na robienie tego, co sprawia satysfakcję, a także cud poznawania ludzi i miejsc.
Skąd u pana zainteresowanie tym sportem?
– Nie pamiętam, jak się zaczęło – byłem wtedy bardzo mały. W przedszkolu nauczyłem się płynnie czytać i od małego pochłaniałem czasopisma i książki sportowe. Na pierwszy trening tata zawiózł mnie, gdy miałem sześć lat. Wtedy zapragnąłem zostać bramkarzem. Można zatem powiedzieć, że już 38 wiosen wycieram darnie na piłkarskich boiskach.
To pana pierwszy pobyt w Sanoku?
– Nie. Jako nastolatek bywałem w tym mieście – zatrzymywaliśmy się tutaj, docierając na wakacyjne szaleństwa pod namiotami w Bieszczadach. Potem odwiedzałem znajomych, z którymi pracowałem w Krakowie, a którzy stąd właśnie pochodzą. W ostatnich latach na krótko wpadłem tu przejazdem w drodze do Bażanówki, gdzie szkolenie dla trenerów organizował mój kolega, Konrad Bury.
Czemu były poświęcone zajęcia prowadzone przez pana na sanockiej konferencji?
– Podjąłem się tematu dręczącego wielu trenerów na różnych poziomach rozgrywkowych w naszym kraju. Jak wychować i wykreować golkipera, gdy w klubie nie ma trenera bramkarzy. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Więcej w 14 numerze Korso