Sześć lat szpital tonie, a jakoś żyje!

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Czy pozostający od kilku lat w agonii szpital da się uratować? Co należy zrobić, aby postawić go na nogi? Czy w ogóle robi się coś w tym kierunku? To główne pytania, które szóstka radnych postawiła zarządowi powiatu, domagając się zwołania sesji nadzwyczajnej w tej jakże ważnej sprawie. Czy debata, która odbyła się 6 lipca br. pozwoliła znaleźć nań odpowiedzi? Niestety! Ujawniła kompletną niemoc organu zarządzającego szpitalem i brak strategii, która mogłaby wyrwać go z niemocy.

Radny Sebastian Niżnik, który od kilku lat grzmi i apeluje, iż nie można obojętnie patrzeć jak szpital tonie, mógłby w zasadzie cały czas posługiwać się tym samym tekstem, gdyż ciągle pozostaje on aktualny.

– „Niczym Titanic wpłynęliśmy na górę lodową i tak tam tkwimy. Zadłużenie szpitala sięga już kwoty 50 milionów złotych, co miesiąc regeneruje on stratę ponad 1 mln. złotych i nie widać, żeby ktoś się tym przejmował. Dowiadujemy się o jakichś porozumieniach współpracy ze szpitalem w Ustrzykach Dolnych, który jest w równie trudnej sytuacji co sanocki. Co nam da łączenie tej biedy, tego nie rozumiem. Słyszy się o próbach włączenia sanockiego szpitala do szpitali wojewódzkich, podległych marszałkowi, ale uważam to za czystą utopię. Możecie udawać, że 50 milionów to nic, że ktoś kiedyś ten dług wykasuje, ale musicie też mieć świadomość, że tak się nie stanie. Co wtedy? Trzeba na poważnie wziąć się do roboty. Problemów szpitala nie rozwiążemy poprzez wprowadzenie opłaty parkingowej” – powiedział.

Rozwiązania problemów finansowych szpitala nie osiągnie się także poprzez wprowadzenie zarządzenia dyrektora, łamiącego zapisy zawarte w Porozumieniu z 26 października 2018 r., stanowiącego de facto wypowiedzenie warunków płacowych pielęgniarek i położnych. – „Jest to rozwiązanie siłowe, objaw arogancji i lekceważenia naszego środowiska. Przy takiej postawie, współdziałanie z Pracodawcą wydaje się niemożliwe, podważające zasady współżycia społecznego oraz poszanowania praw pracowniczych. Od Zarządu Powiatu i Starosty domagamy się pilnej interwencji, aby uniknąć zaostrzenia sporu i zapewnienia prawidłowego funkcjonowania SP ZOZ” – czytamy w piśmie Międzyzakładowej Organizacji Związku Pielęgniarek i Położnych z 15 czerwca br. Żąda w nim natychmiastowego wycofania zarządzenia, przestrzegając przed odżyciem konfliktu wewnątrz ZOZ.

Używając metody „kawa na ławę”, przewodnicząca związku Małgorzata Sawicka stwierdziła m. in.:

„Kolejny rok ucieka. Kolejne działania, które miały uzdrowić szpital, pogrążyły go, sprawiły, że tonie. Jeśli ich celem jest doprowadzenie do likwidacji szpitala, to miejcie odwagę to powiedzieć! Gracie państwo naszym zdrowiem i życiem. Nie macie żadnego pomysłu, żadnej strategii. Od samego mieszania herbata nie będzie słodsza.” Nawiązując do zarządzenia dyrektora, skutkującego obniżeniem wynagrodzeń pielęgniarek i położnych, dodała: „Czujemy się ignorowane, świadome, że stoimy nad przepaścią, a państwo nas w jej stronę popychacie. Czy macie świadomość, że w 2030 roku średnia wieku pielęgniarki sanockiego SP ZOZ będzie wynosić 60 lat?

Sanocki obraz personelu medycznego jeszcze bardziej zaciemniły wystąpienia przedstawicielek innych związków zawodowych. – 41 lat pracuję w SP ZOZ. I zawsze było: „Musicie!”, „Zrzeknijcie się części wynagrodzeń, bo sytuacja jest dramatyczna”, „Zaczekajcie, wszystkim od razu nie da się podwyższyć.” Itp. Ekipy dbające o czystość i porządek pracują za najniższą krajową. I nie wymagajcie od nas więcej! 70 procent załogi to są ludzie, którzy za chwilę wymagać będą opieki! – powiedziała Jolanta Prosiecka, przewodn. Związku Zawodowego Pracowników Ochrony Zdrowia.

Równie wymowne i przejmujące było wystąpienie Doroty Czech, przewodn. Związku Zawodowego Pracowników Diagnostyki Medycznej.

– „Przed rokiem uczulałam dyrektora SP ZOZ i starostę sanockiego, że zapowiadane jest podwyższenie krajowej najniższej płacy i dla większości naszych pracowników będą zmuszeni dołożyć do kwoty 2.600 zł. I tak się stało. Jakie to jest przykre, zwłaszcza teraz, w czasie pandemii, kiedy okazało się, że w Sanoku nie ma kto wykonać zleconych badań diagnostycznych”. Ustosunkowując się do wydanego zarządzenia dyrektora, pani przewodnicząca wyraziła wątpliwość: „Czy to możliwe, żeby z części tych marnych naszych wypłat udało się uratować szpital?”

Brak poparcia dla zarządzenia dyrektora SP ZOZ wyrazili też przedstawiciele Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.

Aktualną sytuację finansową przedstawił dyr. Grzegorz Panek. Nie jest ona budująca. Strata netto za rok 2019 wyniosła 11,4 mln. zł (po odliczeniu amortyzacji 8,0 mln.). Zobowiązania wymagalne wobec dostawców na 30 czerwca br. osiągnęły poziom 8,3 mln. zł, zobowiązania wobec ZUS ponad 10 mln. zł, zaś kredyty i pożyczki 21,3 miliona. Zobowiązania niewymagalne przekroczyły kwotę 8 milionów złotych. O codziennych problemach związanych z kierowaniem placówką przy takich finansach dyrektor G. Panek nie mówił, choć łatwo je sobie wyobrazić.

Nadzwyczajna debata poświęcona sytuacji w SP ZOZ okazała się dość zwyczajną, bardzo podobną do wcześniejszych „szpitalnych”. Członkowie zarządu, jak też większość radnych, których łączy partyjna przynależność do ekipy rządzącej, kontratakowali argumentami, że w szpitalu nigdy nie było lepiej, inni próbowali uspokajać sytuację, że troska o szpital jest najwyższym priorytetem władz powiatu i zapewniać, że uczynią wszystko, aby wyszedł on z tej niewątpliwie trudnej sytuacji.

Ale były też ciekawsze, bardziej oryginalne wystąpienia. Jednym z takich było wystąpienie przewodniczącego rady Roberta Pieszczocha, który otwarcie zwrócił się do dyrektora Grzegorza Panka, że przecież znał sytuację szpitala, kiedy zdecydował się na udział w konkursie i zapewne miał jakieś plany, jak wyprowadzić go na prostą, jakąś jego wizję? A może ktoś obiecywał panu jakieś pieniądze na ratowanie szpitala? – pytał. Odnosiło się wrażenie, że zapomniał, iż Grzegorz Panek sprawuje tę funkcję dopiero od 19 marca br. i cały czas działa w czasie pandemii, której zmuszony jest poświęcać gros swego czasu i uwagi.

Mocne wystąpienie odnotował radny Roman Konieczny, który zaatakował przewodniczącą Małgorzatę Sawicką, że przedstawia zbyt czarną wizję szpitala. Można było odnieść wrażenie, że to brak zgody związków zawodowych na warunki płacowe proponowane w zarządzeniu dyrektora, jest przyczyną zaistniałych problemów. Konkluzja była jednak uspokajająca: – Od sześciu lat szpital tonie i jakoś nie utonął! – stwierdził. – W wypowiedzi swej poruszył ciekawy wątek polityczny, który pobrzmiewał w wystąpieniu S. Niżnika, a dotyczył on konieczności wprzęgnięcia do tematu władz partii rządzącej PiS, w pełni jednorodnej, od dołu, aż po samą górę. Pewną podpowiedzią, a zarazem szansą na wyjście na prostą, był powrót do trójporozumienia i podjęcie próby połączenia trzech szpitali (Sanok, Lesko, Ustrzyki), w zamian za ich oddłużenie. Wątek ten Roman Konieczny skwitował krótko: „Proszę nie robić z sesji wiecu politycznego!” Za odejściem od polityki opowiedział się także radny Robert Zoszak. Z kolei komuną powiało podczas wejścia wicestarosty Janusza Cecuły, które w całości poświęcił postawieniu do pionu przewodniczącej M. Sawickiej.

– „…Pani atakuje z każdej strony, byle atakować. Chciałbym, żeby pani zrozumiała raz na zawsze, że jest pani pracownikiem szpitala, a my jesteśmy organem nadrzędnym.” Riposta zaatakowanej była przedniej marki: - „Kierując do Zarządu Powiatu nasze pismo, miałam nadzieję, że Państwo chcecie wiedzieć, co w zarządzanym przez Was organie się dzieje. I proszę o okazanie nam szacunku, że to uczyniliśmy. Naprawdę, nie było moim celem zburzenie Państwa spokoju!

W końcówce zrobiło się spokojniej i bardziej merytorycznie. Wprawdzie jeszcze powracano do przeszłości, jednak w niektórych wystąpieniach pojawiały się nieśmiałe próby wyjścia do przodu. – „Z wypowiedzi starosty odebrałem, że od ostatniej sesji poświęconej szpitalowi nie zrobiliśmy do przodu ani milimetr. Bo jakieś dziwne próby połączenia z Ustrzykami, czy pomysły nadania sanockiemu szpitalowi rangi lecznicy wojewódzkiej, trudno uznać za postęp. Debatą tą nie dajemy też żadnej nadziei, że potrafimy coś zmienić.” – stwierdził radny Marian Kawa.

Podobnego zdania była radna Marzena Dziurawiec. – „Dziś nie znaleźliśmy żadnej odpowiedzi na pytanie: co dalej? Co gorsze, od organu zarządzającego nie usłyszeliśmy kompletnie nic. Poza stwierdzeniem, że dług systematycznie rośnie. Co miesiąc o ponad milion!”

Wyrwać się do przodu próbowała radna Marta Myćka. – „Nie przedstawiamy kierunków, nie wnosimy do sprawy nic. Stwierdzamy jedynie, że nie zmieniło się nic, poza długiem i … dyrektorem. Tymczasem potrzebna jest jakaś wizja, rekonstrukcja, która stymulowałaby jakieś zmiany. Nad tym trzeba pracować i to pilnie!” – proponowała.

Czy rzucone hasło przemówi do tych, którzy odpowiadają za funkcjonowanie SP ZOZ, z szpitalem w roli głównej? Czy przypadkiem nie przerasta to ich możliwości? Bo w przeciwnym razie pozostanie czekanie na to, co się wydarzy. Czy będzie to czekanie na Godota?

 

 

ZOBACZ WIĘCEJ:

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE