Sygnały czytelników: Koronawirusowy bałagan w szkole

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Szkoły wznowiły nauczanie stacjonarne. Wczoraj odbyło się nietypowe rozpoczęcie roku szkolnego z epidemią w tle a dzisiaj koronawirusowe szaleństwo przy odbieraniu dzieci ze świetlicy. Tak to określiła jedna matek, która dzisiaj przyszła po swoją pociechę do szkoły. Otrzymaliśmy kilka telefonów od wzburzonych rodziców, którzy prosili o nagłośnienie tego, jak to zgodnie określili "cyrku z bałaganem".

"- Nowe procedury, nowa rzeczywistość szkolna to wszyscy rozumieją i akceptują, ale nie takich fanaberii jak w szkole podstawowej nr 4 w Sanoku. Do marketu wchodzą tłumy w maseczkach, do kościoła również a po dziecko do szkoły nie wejdziesz. A jak to się odbywa? Ano tak, że jakaś Pani schodzi do drzwi z karteluszkiem i długopisem i zapisuje sobie klasę i dane dziecka, tak po kolei wszystkich oczekujących, czyli np 10 osób.

Z tą karteczką idzie po wszystkich świetlicach, wybiera dzieci (na swoją odpowiedzialność) i idzie z nimi do szatni. Dzieci się przebierają i są dostarczane do wejścia, gdzie czekają na nie odbierający... No właśnie odbierający! Nikt nie pyta, czy to rodzic, czy brat, czy siostra, czy też obca osoba. Jest tłok i harmider. Jak się Pani "odprowadzająca" nie daj Boże pomyli, to trzeba czekać kolejne 30 minut, bo przecież nie pójdzie po 1 dziecko, tylko robi listę na nowo i zbiera kolejne dzieci do wybrania.

Tak jak już wspomniałam cały "proces" od momentu podania danych dziecka, po które się przyszło, schodzi około 30 minut. W tym czasie robi się w "poczekalni" tłok aż duszno. Czy ktoś przemyślał ten durny pomysł? Czy nie bezpieczniej i szybciej jest wejść, oczywiście zachowując środki ostrożności w postaci maseczek i samemu odebrać dziecko i puścić go do szatni jak zawsze? Jeden z rodziców został dzisiaj poinformowany, że jego dziecko już poszło do domu, bo go nie ma świetlicy. Przerażony pobiegł do domu, ale w domu dziecka nie było. Bliski zawałowi serca, wrócił jeszcze raz do szkoły i jednak okazało się, że chłopczyk siedzi w świetlicy...

Czemu rodzice nie mogą wejść na teren szkoły? Przecież jak ta straszna zaraza ma się dostać do szkoły, to ją przyniosą dzieci tych dorosłych - bo przecież z nimi mieszkają! Czy ktoś myśli? Obłęd, totalny obłęd! Piękne "śluzy" z pleksy przy wejściu też nie pomogą.
Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja! Chyba pracownikom szkoły nie powinna być obca? 

Ciekawa jestem, jak jest w innych szkołach? Wiem, że w szkole na Posadzie rodzice wchodzą swobodnie po dzieci, w szkole muzycznej również nie ma z tym problemu. Pozdrawiam i na koniec pragnę przypomnieć, że przesada w żadnym przypadku nie jest wskazana, również w czasie epidemii.  Matka dwójki dzieci uczęszczających do SP4 w Sanoku."

Próbowaliśmy porozmawiać dzisiaj z Panią dyrektor SP nr 4 w Sanoku, lecz się nie udało. Mamy umówić się telefonicznie w dniu jutrzejszym. Jeśli do spotkania dojdzie, do tematu wrócimy. 

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE