W krótkim czasie można stracić oszczędności życia, ale również przeżyć coś, czego nikt by nie chciał doświadczyć.
Złodzieje stają się coraz śmielsi. Włamują się do mieszkań w ciągu dnia, nawet gdy obok znajdują się sąsiedzi. Obserwują swój "cel", uczą się zwyczajów i przyzwyczajeń mieszkańców nie tylko lokalu, do którego planują się włamać.
Pani Jadwiga (imię bohaterki zostało zmienione) przeszło dwadzieścia lat opiekuje się mieszkaniem przy ulicy Traugutta w Sanoka, należącym do jej koleżanki. Znajoma przez większość roku przebywa poza granicami kraju.
Do tej pory nie było żadnych problemów. Kobieta regularnie odbierała pocztę, sprzątała. Zdarzało się jednak, że i tydzień pani Jadwiga nie zaglądała do mieszkania. W tym czasie czuwali sąsiedzi.
- Niczym nie wyróżniał się ten dzień - relacjonuje nasza bohaterka - było tak około godziny jedenastej, przed południem. "Na pewniaka" wsadziłam klucz do dolnego zamku. Nagle klucz wyszedł mi z wkładką.
Pierwsza reakcja - opowiada dalej pani Jadwiga - zamiera ci serce, odbiera mowę, w głowie się kręci, zapominasz własnego imienia. Nogi z waty i nie wiesz, czy dzieje się to naprawdę.
Drzwi same puściły, w środku kobieta zdążyła zobaczyć leżący na podłodze szlafrok. Pomyślała z wrażenia, że może sąsiadka leży - ranna, nieżywa? Kobieta w przerażeniu krzyknęła na sąsiadów, którzy znajdowali się piętro niżej. Chciała poczuć się bezpieczniej i mieć przy sobie zaufanych ludzi. Zaraz też wykręciła numer na policję.
- Nie pamiętam kolejności mojego działania. Wiem, że funkcjonariusze przyjechali bardzo szybko, dosłownie po kilku minutach.
Cały artykuł znajdziecie w 28 numerze Korso Gazeta Sanocka.