Nie ma chyba osoby, która nie zetknęłaby się z tym problemem. Wychodząc ze sklepu, co jakiś czas słyszymy słynne „daj piątkę”, po czym widzimy takiego człowieka spacerującego z piwem. Najczęściej odwiedzanymi miejscami przez tutejszych pijaczków są sanockie arkady. Można ich też spotkać przy ul. Feliksa Gieli czy przed marketami na ul. Królowej Bony. W ostatnim czasie menele przenieśli się pod kościół Franciszkanów, tym samym dając nieciekawą wizytówkę miastu.
Z żulem za pan brat
Miejscowe pijaczki mają zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników.
– Zaczepiają mnie w ciągu tygodnia od czterech do pięciu razy – mówi Krzysztof. – Ostatnio dostali ode mnie papierosy. Przeszkadza mi, że przychodzą do mnie, ale chłopaki też w końcu chcą funkcjonować. Ci ludzie nie mają pomysłu na życie, a picie alkoholu w ich przypadku stanowi silną potrzebę. To ich nałóg. Żebrząc, starają się przetrwać, dlatego im pomagam – tłumaczy.
Podobnego zdania jest Mateusz, który twierdzi, że chorym ludziom należy pomagać.
taki jeden o 6.00 rano – wspomina. – Zapukał do drzwi i co miałem zrobić? Moja pomoc nie polega na ofiarowaniu mu pieniędzy. Jeżeli widzę, że faktycznie jest ktoś potrzebujący, to proponuję kupno bułki. Przynajmniej jestem wtedy pewny, że kasa nie pójdzie na wino.
Dorota prowadząca swoją działalność w Sanoku także nie ma nic przeciwko żebrakom. Twierdzi, że zawsze im pomaga, a oni, mijając ją na ulicy, za każdym razem się z nią radośnie witają.
Więcej w 31 numerze Korso Sanockie